poniedziałek, 29 lipca 2013

03. Pamela

Po pierwsze, przepraszam tych, którzy czekali, że się nie doczekali niczego w zeszłym tygodniu, ale to były takie dni, że nie wiedziałam jak się nazywam. Tak, że nawet blog wciąż wygląda jak wygląda:P
Dziś w końcu nowy imagin, trochę dłuższy niż poprzednie;) Początkowo miał być teraz o Kieranie, jednak... no cóż, przeczytajcie;) Imagin specjalnie z dedykacją dla Pameli! xx
Poza tym, jeśli ktoś z Was chciałby otrzymywać powiadomienia o nowościach, zapraszam do zakładki "Powiadomienia".
I naprawdę miło mi będzie jeśli zostawicie po sobie jakieś komentarze! Będzie mnie to na pewno motywować do dalszego pisania!:)
Dzięki i miłego czytania!
xx

___________________________________________________________




Było już dobrze po pierwszej w nocy kiedy w końcu udało mi się dotrzeć do hostelu. Byłam totalnie padnięta! Marzyłam tylko o tym, żeby walnąć się w końcu na tym średnio wygodnym, pozostawiającym wiele do życzenia łóżku i zasnąć. Zameldowałam się w tym (wyglądającym na całkiem przyjemne) miejscu już przed południem, więc przynajmniej nie miałam problemu z odnalezieniem drogi do pokoju, mimo, że wcześniej spędziłam w nim może z 5 minut rzucając torbę na łóżko i przebierając się.
Teraz nogi same mnie prowadziły. Oprócz dziwnie wypoczętej, oglądającej jakiś amerykański serial dziewczyny w recepcji, portierni, zwał jak zwał, nie było widać prawie żadnej żywej duszy. Prawie, bo człapiąc po schodach zakodowałam, że mniej więcej piętro niżej, ktoś również wspina się powoli do góry. Poza tym nic. Pusto, cicho i ciemno. No dobra, wcale nie było tak ciemno. Na schodach włączone było światło. Inaczej pewnie zabiłabym się jeszcze przed dotarciem do pierwszego piętra, a co dopiero na piąte. W końcu, lekko zziajana dotarłam do odpowiednich drzwi. Uhh, serio powinnam zacząć biegać czy coś, jak można się tak zmęczyć po przejściu zaledwie pięciu pięter? Zamknęłam za sobą drzwi, włączyłam światło i szybko rozejrzałam się po pokoju. Wprawdzie każde łóżko miało zasłonkę, mimo tego dostrzegłam, że wszyscy moi dzisiejsi współlokatorzy już śpią. Starałam się zachowywać jak najciszej i miałam nadzieję, że nikogo nie obudzi światło. No ale cóż, może się tak zdarzyć kiedy decydujesz się na łóżko w pokoju 8-osobowym z zupełnie obcymi ci ludźmi, gdzie każdy wraca o innej porze. Tak jest taniej. A najważniejsze żeby chociaż na kilka godzin zapaść w sen. Usiadłam ciężko na łóżku chcąc zdjąć buty i tak jak jestem walnąć się na nie (łóżko, nie buty) i zasnąć. Nie miałam już na nic siły. Coś jednak nagle kazało mi podnieść głowę. Ktoś otworzył drzwi od mojego (i siedmiu innych osób) tymczasowego pokoju. Eee? Prawie druga w nocy? Odrobinę się przestraszyłam. Do pokoju wszedł chłopak z torbą na plecach. Musiałam zresztą przyznać, że bardzo przystojny chłopak. (Mimo, że tym nagłym wtargnięciem lekko mnie zestresował i aż podskoczyłam na łóżku.) Tak na moje oko miał około 190 cm wzrostu, ubrany w dżinsy i biały t-shirt, dzięki któremu dało się zauważyć, że jest całkiem dobrze zbudowany. Ciemno blond włosy z grzywką niesfornie opadającą lekko na oczy. Takie włosy, które chętnie byś zmierzwiła, gdybyś tylko mogła. Ookey, calm down! Chłopak wyglądał na równie zdezorientowanego jak ja. W końcu po chwili wszedł jednak dalej i zamknął za sobą drzwi. Zbliżył się nieco do mnie i w końcu się odezwał.
-Eee, cześć.. To jest pokój numer dwa?
-Cześć. Eee, no tak…
-I Ty masz łóżko numer sześć?
-Noo.. tak – powtórzyłam czując się nieco głupio, jakbym nie miała większego zasobu słownictwa.
-Hmm, dziwne, bo ja też.
-Co?! – wyrwało mi się nieco głośniej  niż powinno, na szczęście chyba nikt się nie zbudził.  Obydwoje wyciągnęliśmy karteczki, jakie dostaliśmy na dole łącznie z kluczem. Rzeczywiście. Ręcznie wypisane widniało na obu: pokój nr 2, łóżko nr 6. No niee, proszę Was, to chyba jakiś żart?
-Ktoś tu się chyba dość konkretnie pomylił. I co teraz? – przystojniak wpatrywał się we mnie intensywnie swoimi brązowymi oczyma.
-Może zejdźmy na dół i spróbujmy to jakoś wyjaśnić? – próbowałam zachować trzeźwość umysłu, chociaż nie było to takie łatwe, głównie ze względu na to cholerne zmęczenie i, nie zaprzeczę, to jego świdrujące spojrzenie. Chłopak jęknął. Na moje pytające spojrzenie dodał tylko:
-5 pięter – również jęknęłam, jednak zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku drzwi. Blondyn podążył za mną. Już miał zamknąć drzwi, kiedy przypomniałam i sobie i jemu
-Klucze.
-Oh, no tak. Przepraszam. Jestem już po prostu cholernie zmęczony.
-To witaj w klubie –mruknęłam.
W ciszy powlekliśmy się powoli na dół. Dziewczyna wciąż wgapiała się w ekran laptopa.
-No! Czas przerwać oglądanie House’a. – zwrócił się do siebie lub do mnie mój towarzysz. W sumie ciężko stwierdzić, mimo tego dodałam coś od siebie.
-O, wiedziałam, że znam te głosy! Dr House, no jasne!
Podeszliśmy bliżej, robiąc niewielki hałas, żeby zwrócić na siebie uwagę.
-Dzień dobry wieczór – zaczął blondyn - Chyba mamy mały problem. Wygląda na to, że obydwojgu nam przydzielono to samo łóżko w tym samym pokoju. Pokój numer dwa. Ośmioosobowy. Siedem osób już smacznie śpi. My również chcielibyśmy się w końcu położyć, tymczasem kiedy wszedłem do pokoju, okazało się, że ta Pani – wskazał lekkim skinięciem głowy w moją stronę – również dostała to samo łóżko. – Dziewczyna spojrzała na nas, jakby nie rozumiała co się do niej mówi. Włączyłam się więc do rozmowy:
-Osiem łóżek, dziewięć osób. Ośmioosobowy pokój, dziewięć osób. Chyba coś nie tak? Drugim łóżkiem numer sześć jest może podłoga czy coś i zapomniano nas o tym poinformować? Ooh, przepraszam, przejście pomiędzy łóżkami jest tak wąskie, że nawet dziecko by się nie zmieściło.
-A..ależ oczywiście że nie – dziewczyna w końcu jakby się otrząsnęła i dotarło do niej to co właśnie powiedzieliśmy. Zarumieniła się – Przepraszam Państwa bardzo, rzeczywiście musiała zajść  jakaś pomyłka. Przepraszam.
-Super, ale my wolelibyśmy jednak dwa łóżka niż Pani przeprosiny – obydwoje spojrzeliśmy na nią znacząco.
-Tak, tak, oczywiście, już zaraz… - zaczęła coś nerwowo klikać w komputerze – zaraz patrzę… Cholera.. – zaczerwieniła się jeszcze bardziej – wygląda na to, że wszystkie pokoje są całkowicie zajęte. Na..naprawdę n..nie wiem jak to się mogło sta..stać, bardzo Państwa przepraszam!
Chyba do obojga nas nie chciało to jakoś dotrzeć. No bo przepraszam, co mamy teraz zrobić? Wyjść o godzinie drugiej nad ranem i szukać innego noclegu? Chyba nie bardzo. Dziewczyna którą o to zapytaliśmy mocno już zirytowani, odpowiedziała:
-Ależ oczywiście że nie! – zastanowiła się nad czymś dość głęboko, po czym jej policzki kolejny raz stały się czerwone. Serio, co jest z tą kobietą?! – A nie mogliby Państwo – mówiła coraz ciszej – położyć się razem?
-COO?! – wykrzyknęliśmy oboje.
-Żartuje Pani?! – szczerze mówiąc, zamurowało mnie lekko. Chłopaka chyba też.
-Wiem, że to dość dziwna sytuacja, ale chyba nic innego nie jestem w stanie w tej chwili zrobić. – Mówiąc to patrzyła cały czas w blat biurka, cudem dało się ją usłyszeć. W końcu podniosła głowę i spojrzała na nas. Zaczęła mówić jakby bardziej profesjonalnie. – Oczywiście zapłaciliby Państwo tylko za jedną osobę i dodatkowo jako rekompensatę śniadanie dostaną Państwo gratis. – Widząc jej błagający wzrok nieco miękło mi serce. Ale, przepraszam, czy ona serio chce, żebym spała w jednym łóżku z obcym facetem?!
-Przecież te łóżka są JEDNOOSOBOWE – zauważył chłopak, wyjątkowo mocno podkreślając słowo „jednoosobowe”.
-Wiem.. – znów jakby zwątpiła we wszystko.
Blondyn skupił wzrok na mnie, a jego spojrzenie wyrażało niewypowiedziane pytanie. Serio, było już późno, chciałam spać. Kiwnęłam prawie niedostrzegalnie głową w górę i w dół. Odwrócił się ponownie do dziewczyny za biurkiem.
-Okey.
-Okey?
-Tak – dodałam tym razem ja.
Dziewczyna wypuściła głośno powietrze, widać, że odetchnęła z ulgą.
-Dziękuję! I przepraszam, bardzo Państwa przepraszam
-Mhm.. – odwróciliśmy się w końcu i ruszyliśmy w kierunku schodów. Ugh, mogliby tu chociaż windę mieć!
-Niewiarygodne – mruknęłam jeszcze na odchodne kiedy dotarło do mnie na co się zgodziłam. Znów w ciszy wchodziliśmy na górę, każde pogrążone we własnych myślach. Szłam o jakieś dwa stopnie przed chłopakiem, kiedy nagle się zachwiałam. Na szczęście złapały mnie czyjeś silne ramiona. Mówiąc dokładniej, ramiona blondyna. Zaczerwieniłam się lekko i wydukałam słowa podziękowania. Chłopak się uśmiechnął. W końcu dotarliśmy do pokoju. Stanęliśmy przed łóżkiem wgapiając się w nie powątpiewająco. ONO BYŁO NAPRAWDĘ MAŁE! Spojrzeliśmy na siebie. Obydwoje nieco skrępowani. Taa, jasne, nieco!
-No to ten.. Wolisz spać od ściany czy od przejścia? – tym razem to blondyn się zaczerwienił.
-Obojętnie – odpowiedziałam cicho patrząc w podłogę. Nigdy do tej pory nie przeżyłam sytuacji, która by spowodowała, że byłabym tak niepewna siebie i spięta jak teraz!
-To jeśli Ci to obojętne, mogę spać od przejścia…? – chyba stwierdził, że skoro mnie o coś prosi, musi się wytłumaczyć, bo ciągnął dalej, podnosząc nieco głowę i patrząc na mnie z nieśmiałym uśmiechem -mam małą traumę z dzieciństwa… zaklinowałem się kiedyś między łóżkiem a ścianą… - zarumienił się jeszcze bardziej, a ja parsknęłam niekontrolowany śmiechem.
-Przepraszam! – dodałam szybko.
-Nie spoko, jest okey, w sumie to chyba rzeczywiście może wyglądać dość śmiesznie kiedy to sobie tak wyobrazić – wyszczerzył się w końcu. Po jego wyznaniu jakby opadło nieco napięcie, atmosfera odrobinę się rozluźniła. Przynajmniej na moment. Żadne z nas nie miało już na nic sił, więc położyliśmy się tak jak staliśmy w ciuchach, bez żadnego przebierania się. Pierwsza wgramoliłam się do łóżka, łapiąc się na tym, że patrzę jak wielka jest szczelina dzieląca je od ściany. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wiedząc, że na szczęście chłopak tego nie widział. Po chwili, znów nieco niepewnie i niezdarnie blondyn dołączył do mnie. TO ŁÓŻKO BYŁO JESZCZE MNIEJSZE NIŻ MAŁE! Skrępowani w końcu ułożyliśmy się obok siebie.
-Przep..raszam – wyjąkał chłopak kiedy przypadkiem położył swoją nogę na moją.
-Nic nie szkodzi – odparłam, ciesząc się, że jest na tyle ciemno, że na pewno nie widzi tego, że moje policzki znów stały się różowe. Bo nie widział tego, prawda? W końcu obydwoje położyliśmy się na plecach, tak, żeby jak najmniej się dotykać, chociaż na tak małej powierzchni nie udało się tego całkowicie uniknąć, więc i tak leżeliśmy ramię przy ramieniu, noga przy nodze. Normalnie chyba nigdy nie zasnęłabym w takich warunkach. Przepraszam, co ja mówię, normalnie nie dopuściłabym do takiej sytuacji. Serio, w życiu nie przeżyłam czegoś podobnego! Teraz byłam już jednak tak wyczerpana, że przestałam zwracać większą uwagę na to co się dzieje. Oczy strasznie mi się kleiły, powieki ciążyły. Usłyszałam jeszcze tylko cicho wypowiedziane słowa:
-Tak w ogóle, jestem Dean
-Cześć Dean – wymamrotałam, po czym zasnęłam.

Śniło mi się, że śpię wtulona w przystojnego blondyna. Zabawne jak realistyczny był ten sen. Nagle jakiś hałas sprawił, że się obudziłam, otwarłam zaspane oczy i zdezorientowana nie wiedziałam co się dzieje. Powoli przesunęłam wzrokiem w każdą możliwą stronę i dotarło do mnie, że NAPRAWDĘ śpię WTULONA w blondyna. Poczułam, że nasze nogi są splecione, głowę miałam opartą na jego klatce piersiowej, podczas gdy jego podbródek opierał się o czubek mojej głowy. Poza tym, byliśmy OBJĘCI! Byłam tym tak zaskoczona, że w ogóle się nie ruszyłam. Poza tym, mimo wszystko nie chciałam obudzić Deana. Tak, pamiętałam jego imię, chociaż jeżeli dobrze kojarzę, sama nie zdążyłam się już przedstawić, bo po prostu zasnęłam. Raz jeszcze, na tyle na ile mogłam nie wykonując gwałtowniejszych ruchów, spojrzałam odrobinę w górę i napotkałam wzrok chłopaka. Nie spał. Oczy miał szeroko otwarte. Może jego również obudził ten sam hałas, myślał jednak że ja nadal śpię i nie chciał mnie zbudzić? Kiedy dotarło do każdego z nas, że drugie już nie śpi, z niemałym zażenowaniem odsunęliśmy się od siebie.
-Przepraszam – powiedzieliśmy dokładnie w tym samym momencie rumieniąc się. Po chwili konsternacji roześmialiśmy się jednak obydwoje. W końcu cała ta sytuacja nie była naszą winą, a to, że spaliśmy wtuleni w siebie.. Przecież nic takiego się nie stało, prawda? Wygramoliliśmy się w końcu z łóżka . Hałas który nas obudził musiał dochodzić z zewnątrz. Okno w pokoju było szeroko otwarte. Postanowiliśmy odświeżyć się nieco, przebrać i zejść na śniadanie. Skoro miała być to nasza rekompensata, dlaczego mielibyśmy nie skorzystać? Wzięliśmy wszystkie nasze rzeczy i ruszyliśmy po schodach.
-Tylko uważaj żebyś nie spadła.
-Heej! Byłam zmęczona, miałam prawo się potknąć – broniłam się, na co chłopak się uśmiechnął – no i.. raz jeszcze dziękuję, że mi pomogłeś Dean. – Blondyn zrobił nieco zdziwioną minę. Może sam nie pamiętał, że w nocy mi się przedstawił albo nie wierzył że to zapamiętałam – I przepraszam, że do tej pory nie wiesz jak ja mam na imię, ale zasnęłam zanim zdążyłam coś więcej dodać. Pamela. – wyciągnęłam dłoń w jego kierunku. Uścisnął ją, a mnie przeszył jakiś dziwny prąd.

-Zdecydowanie lepiej schodzić te pięć pięter w dół niż wchodzić na górę! – zaśmiał się Dean kiedy w końcu dotarliśmy do małej restauracyjki należącej do hostelu.
-Jeszcze kilka takich rundek i wbiegalibyśmy po tych schodach! – mieliśmy wyjątkowo dobre humory po całej tej niecodziennej sytuacji. W końcu dostaliśmy nasze śniadanie. Muszę przyznać, że było naprawdę całkiem smaczne. No i pyszny świeży sok pomarańczowy, mmm! Przez cały czas trwania naszego śniadania rozmawialiśmy ze sobą. Kiedy skończyliśmy jeść, ruszyliśmy razem w stronę wyjścia. Na zewnątrz zatrzymaliśmy się na chwilę. Kolejny raz sytuacja stała się trochę niezręczna, sami nie wiedzieliśmy co mamy ze sobą zrobić. Jak się pożegnać.
-No to ten.. Ja idę tam – wskazałam ręką kierunek.
-Ohh.. Ja w przeciwną stronę..
-No to.. cześć..
-Taak.. Cześć.
Uścisnęliśmy sobie ręce i po kilku sekundach wahaniach ruszyliśmy każde w swoją stronę.
-Kretynka, kretynka, kretynka! –uderzyłam się ręką w czoło zła na siebie. Cześć? Na razie? Żegnaj? Super, więcej się nie zobaczymy, bo znam tylko jego imię. Mimo tego, nie zawróciłam, nie pobiegłam za nim. No bo przecież. Gdyby chciał, sam by poprosił o jakiś numer czy coś?


Dean*
-Kretyn, kretyn, kretyn! –Powiedziałem sam do siebie waląc się ręką w głowę.


Kilka godzin później, kiedy załatwiłam już wszystko co chciałam, siedziałam w busie gotowa do drogi powrotnej do domu. Byłam mocno skupiona na próbie rozplątania słuchawek od mp3, co jak zwykle zajmowało mi dużo czasu, kiedy usłyszałam czyjś głos.
-Przepraszam czy to miejsce jest wolne?
-Tak, tak – wymamrotałam wciąż zajęta słuchawkami. Dopiero po chwili, kiedy w końcu się udało i były rozplątane, podniosłam głowę i spojrzałam prosto w magnetyzujące brązowe oczy. Ze zdziwienia chyba aż rozchyliłam usta.
-Dean…
-Pamela.. – wyglądało na to, że chłopak był równie zdziwiony jak ja. W końcu się otrząsnął i zajął miejsce obok mnie. Uśmiechnął się. – Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani. – odwzajemniłam uśmiech i poczułam jak w brzuchu latają mi motyle. Mnóstwo małych, kolorowych motylków.
Teraz czekało nas co najmniej 5 godzin wspólnej podróży w drodze do domu.

---------------------------------------------------------------------------

blondyn ;) [klik]


piątek, 19 lipca 2013

02. Dean


-Dean! Dean, proszę! Poczekaj!
Z rozmyśleń wyrwały mnie jakieś krzyki. Rozejrzałam się po parku i ujrzałam kawałek przed sobą niską brunetką próbującą dogonić idącego bardzo szybkim krokiem chłopaka o blond włosach.
-Dean, przepraszam! Pozwól mi… - Chłopak zatrzymał się gwałtownie, tak, że dziewczyna omal na niego nie wpadła. Spojrzenie miał zabójcze, a zarazem pełne smutku i bólu.
-Pozwól mi co?! Wyjaśnić?! A co Ty byś chciała wyjaśniać?! Dziękuję za taki prezent z rana w moje urodziny! Nie chcę Cię więcej widzieć, rozumiesz? Zostaw mnie w spokoju! Wracaj do tego swojego mięśniaka! – blondyn energicznie ruszył dalej, w ogóle się za siebie nie oglądając. Było mi trochę głupio, że słyszałam tę kłótnię, no ale przecież znajdowaliśmy się w miejscu publicznym. Minęłam dziewczynę, która najwidoczniej postanowiła jednak odpuścić i powoli, wlokąc nogę za nogą ruszyła w przeciwnym kierunku. Zabawne, mówi się zawsze o solidarności jajników, tymczasem, po tym co usłyszałam, zrobiło mi się jakoś dziwnie szkoda chłopaka. Prezent w urodziny? Wracaj do mięśniaka? Zabrzmiało jak zdrada… Ugh, brzydziłam się oszustwem i zdradą! Spojrzałam przed siebie. Chłopak trochę zwolnił, widocznie zobaczył, że dziewczyna w końcu zawróciła. Nagle coś wypadło z jego kieszeni. Wydawał się tego w ogóle nie zauważyć i szedł dalej. Podbiegłam kawałek i podniosłam zgubę z ziemi. Wyprostowałam się trzymając w ręku telefon.
-Hej! Hej… -zawahałam się na chwilę - Dean!
-Mówiłem, że masz dać mi spokój! – chłopak wydarł się na mnie tak, że aż się trochę przestraszyłam, kiedy zobaczył jednak, że stoi przed nim ktoś zupełnie obcy, zrobiło mu się głupio i zaraz stał się łagodniejszy.
-Ooh.. Przepraszam... Myślałem… Przepraszam.
-Nie szkodzi. Po prostu – wyciągnęłam przed siebie rękę z komórką – chyba to zgubiłeś.
Chłopak pomacał się po kieszeniach i, co było dla mnie oczywiste, telefonu w nich nie znalazł.
-Ojej, rzeczywiście. Dzięki! – Wyciągnął rękę po zgubę przypadkowo dotykając opuszkami palców moją dłoń. Przeszył mnie jakiś dziwny prąd. - Jak miło, że na świecie są jeszcze uczciwi ludzie. – Usłyszawszy z jego ust to zdanie, wypowiedziane niemal szeptem, widząc smutek w jego oczach, mimo, że usta wygięte były w lekkim uśmiechu, wpadł mi do głowy pewien pomysł.
-Hej Dean… - zaczęłam nieśmiało.
-Tak? Ee, chwila, skąd znasz moje imię?  
Zmieszałam się lekko.
-Hmm.. usłyszałam.. no wiesz.. przed chwilą. Ciebie i..
-Oh.
-W każdym razie – uśmiechnęłam się szeroko, żeby odwrócić jego uwagę od tego co wydarzyło się kilka minut temu – chciałam zaprosić Cię na urodzinowe lody! Tu niedaleko jest taka fajna lodziarnia. Mówię Ci, pyszności!
 Dean spojrzał na mnie ze zdziwieniem i z powątpiewaniem, pewnie pomyślał, że jestem co najmniej dziwna, byłam jednak przygotowana na to, że nie od razu się zgodzi, w końcu byłam kompletnie mu obcą osobą, mimo tego postanowiłam nie dać za wygraną.
-No chodź! Urodzinowych prezentów się nie odmawia! 
-No nie wiem… - zrobiłam minę zbitego psiaka, po chwili usłyszałam jak blondyn mówi – no dobra, w sumie jakoś trzeba poprawić sobie humor. A powiem Ci w sekrecie, że uwielbiam lody! – chłopak uśmiechnął się i tym razem uśmiech dotarł również do jego oczu. – Poza tym, w sumie jestem Ci coś winien za ten telefon.
-Taak! - Wyszczerzyłam się w oznace zwycięstwa i podskoczyłam jak małe dziecko. – No to chodźmy!
Dean roześmiał się.
-Dziwna jesteś, wiesz?
-Przewróć kartkę, zaryzykuj, bądź dziwakiem – uśmiechnęłam się cytując kawałek jednej z ulubionych piosenek – nie idź ścieżką, własną depcz. *
-Taak, naprawdę jesteś dziwna – tym razem roześmialiśmy się oboje. Dean miał naprawdę uroczy uśmiech.
W końcu ruszyliśmy w kierunku lodziarni. Początkowo trochę się bałam, że będzie nieco niezręcznie, jednak na szczęście moje obawy się nie spełniły. Szliśmy rozmawiając o głupotach. Z każdą chwilą mój towarzysz wydawał się bardziej rozluźniony.
-Nie jesteś stąd, prawda? – zapytał mnie nagle Dean.
-Aż tak zły jest mój angielski? Rzeczywiście, mieszkam w Polsce, jestem tu tylko na wakacjach.
-Lubię Polskę! Byłem tam kilka razy. A Twój angielski jest naprawdę dobry! Chodziło mi raczej o akcent. Lubię polski akcent. – Dziwne, nie było to wcale jakimś szczególnym komplementem, a ja natychmiast lekko się zaczerwieniłam. W końcu dotarliśmy na miejsce.
-Ojej, jaki wybór! – przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na te wszystkie smaki, próbując się zdecydować co chcemy.
-To jak, firmowy rożek? 4 gałki lodów, śmietana, sos i posypka. Skoro to Twoje urodziny, zaszalejmy trochę! Później będziemy się martwić o bolące brzuchy – zaśmiałam się. Dean ochoczo przytaknął. Wskazaliśmy kolejno sprzedawcy wybrane smaki.
-Ehh, zawsze planuję spróbować jakiegoś nowego smaku i ostatecznie zawsze biorę to samo.
- Ja też! – wykrzyknął radośnie blondyn.
Mimo, że lody były moim pomysłem i to ja zaprosiłam chłopaka, ten nie pozwolił mi zapłacić. Odebraliśmy nasze smakołyki i postanowiliśmy zjeść je w jakimś fajniejszym miejscu. Niemal jednocześnie powiedzieliśmy:
-Znam takie fajne miejsce…
-Niedaleko jest świetne miejsce…
Zadziwiające jak dobrze się rozumieliśmy. Okazało się, że oboje mówimy o nieco ukrytej małej polance znajdującej się w pobliżu. Dotarcie tam nie zajęło nam dużo czasu. Usiedliśmy na leżącym na ziemi dużym pniaku. Przez chwilę jedliśmy w ciszy, którą nagle przerwał Dean.
-Wiesz.. Ta dziewczyna…
-Nie musisz nic mówić jeśli nie chcesz. Naprawdę.
Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
-Chcę. Sam do końca nie wiem dlaczego. W sumie to nawet nie jestem pewien co tu z Tobą robię. Ale cieszę się, że tu jesteśmy. I chcę. Chcę Ci to opowiedzieć. Potrzebuję tego. To znaczy, jeśli Ty chcesz posłuchać– uśmiechnął się znów tym uśmiechem, który nie dochodził do jego brązowych oczu.  Kiwnęłam lekko głową, czując, że lepiej nie wypowiadać teraz żadnych słów na głos. Słuchałam. Słuchałam jak Dean mówił, że byli ze sobą ponad rok. Słuchałam jak opowiadał jak kiedyś wydawało mu się, że ją kocha. Słuchałam kiedy dodał, że od dłuższego czasu coś się psuło. Słuchałam o tym, jak docierało do niego, że to nie jest prawdziwa miłość. Słuchałam jak bał się, nie chciał skrzywdzić dziewczyny, aż w końcu dotarło do niego, że ona nigdy go nie kochała. Słuchałam coraz ciszej wypowiadanych słów. Słuchałam kiedy powiedział, że go zdradziła. Że mimo iż to od dawna nie było to, zabolało. Cholernie zabolało. W dodatku dowiedział się o tym w swoje urodziny. Od zawsze nienawidził oszustwa. A ona bardzo dobrze o tym wiedziała. Złość, smutek, ból, żal. Słuchałam o tych wszystkich uczuciach, które tak nagle z pełną siłą w niego uderzyły. W końcu Dean zamilkł. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Dean…
Ponownie podniósł lekko głowę i spojrzał na mnie, pełnym bólu wzrokiem. Nic więcej nie mówiąc, przytuliłam go. Mocno. Po chwili chłopak wtulił się we mnie jeszcze mocniej, jeśli to w ogóle możliwe. Słowa nie były tu potrzebne. Czułam, że ta odrobina czułości była mu w tym momencie tak cholernie potrzebna. Po dłuższej chwili Dean nieco się ode mnie odsunął.
-Dziękuję – Wyszeptał. Podniósł się z pniaka i złapał mnie za rękę. – Chodź! – Nie pytając o nic ruszyłam za nim. Szliśmy, a blondyn nie puszczał mojej ręki. W tej chwili poczułam się szczęśliwa. Dotarło do mnie, jak również mi brakowało takiej bliskości. Nie, nawet nie chodziło mi w tym momencie o miłość. Raczej rodzącą się przyjaźń. Ścisnęłam mocniej rękę chłopaka i uśmiechnęłam się do niego. Spędziliśmy razem najbliższych kilka godzin spacerując, rozmawiając, Dean zaprowadził mnie w kilka swoich ulubionych miejsc w Londynie. Powoli zachodziło słońce, kiedy przystanęliśmy z wzrokiem utkwionym w tafle jeziora. Nagle coś do mnie dotarło.
-Przecież ja Ci w sumie nie złożyłam w ogóle urodzinowych życzeń! Wszystkiego najlepszego! – rozłożyłam szeroko ręce i okręciłam się wokół własnej osi i chcąc, żeby cały świat albo co najmniej pół Londynu świętowało urodziny Deana, wykrzyknęłam na całe gardło – Wszystkiego najlepszego Dean!
Chłopak się roześmiał, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Dziwna jesteś, wiesz? – tym razem nie pozwolił mi odpowiedzieć na to stwierdzenie, zamykając mi usta słodkim pocałunkiem.





* http://www.youtube.com/watch?v=WderG_DxTvo

środa, 17 lipca 2013

01. Sean



- Cukier,  masło, herbata, … - Angel powtarzała w myślach listę zakupów. –Cholera, trzeba było jednak zapisać to wszystko, jak zwykle pewnie czegoś zapomnę. „Poszła po mleko, zapomniała kupić mleka.” O właśnie, mleko!  - Dziewczyna znana była z tego, że często chodziła z głową w chmurach, rozmyślała, marzyła, ‘komentowała’ to co ją otaczało. Zadziwiające jak wiele myśli może przelatywać  w głowie jednej osoby. Myśli rzadko wypowiadanych głośno. Ang nie należała do osób szczególnie otwartych. Na ogół wolała słuchać niż mówić.
Nagle na ulicy zrobiło się głośniej, dziewczyna właśnie skręciła za róg i zdążyła zauważyć biegnącego z dość dużą prędkością chłopaka, a kilkanaście metrów za nim stadko rozwrzeszczanych dziewczyn. 
-Co to… - zanim w myślach udało jej się dokończyć zdanie, chłopak, który nie spodziewał się żadnej przeszkody na drodze, wpadł na nią z takim impetem, że blondynka  zachwiała się i zaliczyłaby bliskie spotkanie z ziemią, gdyby nie jego silne ramiona.
-Uważaj! Oszalałeś czy co?! Mogłeś zrobić mi krzywdę! – wywrzeszczała Angel
-Przepraszam, przepraszam! – dopiero po chwili do dziewczyny dotarło, że chłopak wypowiada słowa przeprosin w języku angielskim.  Hałas zaczął przybierać na sile, co kazało obojgu spojrzeć w kierunku jego pochodzenia. W oczach chłopaka dało się zauważyć lekką panikę. Raz jeszcze, jakby na zapas, wypowiedział słowa przeprosin, po czym złapał zdezorientowaną dziewczynę za rękę, pociągnął za róg, gdzie jeszcze przed chwilą wszystko było takie normalne, zdjął z jej głowy czapkę i szybko zakrył nią swoją czuprynę, po czym niespodziewanie pochylił się nad nią i pocałował. Dziewczyna była tak oszołomiona, że w pierwszej chwili nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Jakimś cudem zakodowała, że właśnie minął ich tabun młodych dziewczyn.
-Cholera, gdzie on jest?
-Sean?!
-Musiał pobiec tam!
Nastolatki pędem pognały dalej, podczas gdy chłopak puścił w końcu wyrywającą się mu Angel. Dziewczyna z wściekłością otarła usta wierzchem dłoni i wymierzyła chłopakowi policzek.
-Ogłupiałeś?! – przypomniawszy sobie, że chłopak prawdopodobnie w ogóle jej nie rozumie, wykrzyczała to samo po angielsku.
-Naprawdę Cię przepraszam, cholera, ale ze mnie idiota, przepraszam, pozwól mi się chociaż wytłumaczyć… -odpowiedział rozmasowując sobie twarz.
-Wiesz co?! Spadaj! – Angel odwróciła się na pięcie, rzuciła chłopakowi oburzone spojrzenie i ruszyła przed siebie. –Co za kretyn! – pomyślała. Wiedziała, czuła, że chłopak wciąż idzie za nią. Nagle zatrzymała się, odwróciła i wyciągnąwszy energicznie przed siebie rękę powiedziała:
-Moja czapka.
Chłopak jakby zapomniał, że przed chwilą ją sobie przywłaszczył, zdziwiony podniósł rękę do głowy i zdjął czapkę.
-Oddam Ci ją, jeśli pozwolisz mi chociaż wyjaśnić co się przed chwilą stało..
-Oh, serio? Wpadasz na mnie, praktycznie mnie taranujesz, po czym kradniesz mi czapkę i całujesz, zachowujesz się jak jakiś psychol, a teraz „oddam Ci czapkę jeśli coś tam?” Naprawdę jesteś bezczelny! –Angel wciąż była wkurzona, jednak patrząc w oczy chłopaka, na jego smutną minę, złość zaczęła jej przechodzić. Nigdy nie potrafiła się na nikogo długo gniewać. Poza tym, zżerała ją ciekawość co to właściwie miało być. No i było jej trochę głupio, że go zdzieliła w twarz, mimo, że mu się należało. Po chwili więc, nieco łagodniej dodała:
-Lubię tę czapkę… Ok., mów.
-Tak w ogóle jestem Sean. A Ty?
-Przyjaciele mówią do mnie Angel – dziewczyna uśmiechnęła się nieco ironicznie i dodała - ale Ty możesz mówić do mnie Anna.
-No więc cześć…Angel – Sean również uśmiechnął się nieco złośliwie, jednak z pełnią sympatii.  Dziewczyna podniosła nieco lewą brew, po czym jej twarz rozjaśnił tym razem bardziej szczery uśmiech. Mimo całej dziwnej i nieco oburzającej sytuacji, było w tym chłopaku i jego bezczelności coś pozytywnego. Po chwili zaczął mówić dalej.
-Ja naprawdę kocham nasze fanki! gdyby nie one, nie byłoby nas! ale czasami po prostu chciałbym jak normalny człowiek przejść się ulicą czy wejść do sklepu i kupić sok. – Angel  niewiele zrozumiała z tego co usłyszała, zdezorientowana zapytała więc tylko:
-Fanki…?
-Eee.. no tak.. Serio robię dziś z siebie kretyna – wymamrotał Sean pod nosem. Ang była coraz bardziej rozbawiona zmieszaniem chłopaka - Bo ja gram w takim zespole. ROOM 94. Razem z braćmi i przyjacielem. I właśnie jesteśmy w trasie koncertowej u Was w Polsce.  I wow! Polskie fanki są cudowne! I strasznie entuzjastyczne! I…
-I piszczą na sam Wasz widok, płaczą, a czasem nawet mdleją? – dokończyła za Seana dziewczyna.
-Eghh.. no t..tak, zda-zdarza się – na ogół pewny siebie gitarzysta zaczął się nieco jąkać. – Nie wiem skąd się biorą aż takie reakcje na nas, ale muszę przyznać, że konkretnie łechta to nasze próżne ego – chłopak wyszczerzył w uśmiechu zęby – Czasem potrzebuję po prostu chwili dla siebie. Zawsze mam tak przed koncertem, że muszę się gdzieś przejść albo pobiegać, pobyć sam ze sobą. No i to był właśnie taki mój czas.. Ale natknąłem się na dziewczyny, poznały mnie, pomyślałem, że może jeśli udam, że nie słyszę, mam słuchawki w uszach czy coś i pobiegnę dalej, odpuszczą trochę… I no.. Wtedy na scenę wkraczasz Ty, dalszą część historii już więc znasz. – Sean uśmiechnął się raz jeszcze przepraszająco.
-Okey, powiedzmy, że wiem o czym mówisz. – Widząc skierowane na nią pytające spojrzenie, dodała: -Mam przyjaciela, który jest gitarzystą w pewnym zespole u nas w Polsce i wiem jak różne sytuacje z fankami mu się przytrafiają. Co nie zmienia faktu, że zachowałeś się jak kretyn!
-Wiem, przepraszam. Może… - Sean zawahał się na chwilę – Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na nasz dzisiejszy koncert? Zaczyna się o 20-ej. Nie mam wprawdzie żadnej wejściówki, ale wpiszę Cię na listę, wejdziesz podając hasło – chłopak zrobił tajemniczą minę, po chwili szczerząc się coraz szerzej– jestem pewien, że bez trudu je odgadniesz. I możesz wziąć ze sobą jeszcze jedną osobę!
-Zobaczę, może wpadnę…
-Przyjdź proszę! Naprawdę mi głupio, chciałbym Ci jakoś wynagrodzić to wszystko.  Może akurat spodoba Ci się nasza muzyka! Albo chociaż suport, przed nami gra zespół Black Radio.
-Pomyślę – dziewczyna uśmiechnęła się w duchu, postanowiwszy już, że pójdzie na ten koncert i zabierze swoją kuzynkę. Nie wspomniała nic Seanowi, ale nazwa zespołu nie była jej tak całkiem obca. Wprawdzie nie orientowała się kto i co, na czym gra, a może śpiewa, jednak wiedziała, że chłopcy są ulubionym zespołem jej młodszej kuzynki, która przez ostatnich kilka dni płakała, że wszystkie bilety zostały wykupione i nie może wybrać się na koncert swoich idoli. – Muszę już iść, do zobaczenia!
-Aha, czyli jednak do zobaczenia! – twarz chłopaka się rozjaśniła – na razie!
Angel oddaliła się w końcu w stronę sklepu, przyłapując się na tym, że z rozmarzeniem dotknęła palcem wskazującym ust, stwierdzając, że całkiem przystojny ten Sean. Skarciła sama siebie za uciekanie myślami w jak zwykle złym kierunku. Co dziwne, za sklepowych półek udało jej się wziąć wszystko czego potrzebowała (łącznie z sokiem, o którym przypomniała sobie przypadkiem, podczas tłumaczeń chłopaka), nie dzwoniąc do domu z prośbą o przypomnienie. Dodatkowo postanowiła nieco zgrzeszyć i kupić sobie żelki. Te jednak wystawione były za ladą, więc musiała poprosić sprzedawcę, z którym bardzo dobrze się znała, o podanie ich. Chłopak spojrzał na nią jednak z dziwnym wyrazem twarzy.
-Angel?
-Co?
-Wiesz, że mówisz do mnie cały czas po angielsku? – zapytał z błyskiem w oku sprzedawca.
-O kurcze, serio? – dziewczyna w ogóle nie zdawała sobie z tego sprawy. Zaczęła się śmiać sama z siebie. – Przepraszam! I dzięki za wszystko! – Ang chwyciła torby i wciąż nie mogąc opanować śmiechu, ruszyła w końcu w kierunku domu.
-Oj Aniele, Aniele.. Cała Ty, wiecznie z głową w chmurach – powiedział chłopak do zamykających się drzwi, za którymi już zdążyła zniknąć blondynka. 

Tak jak Angel się spodziewała, jej kuzynka była wniebowzięta, wykrzykiwała dziewczynie że ją kocha, że nigdy jej tego nie zapomni, że będzie jej dłużniczką. Co dziwne, Marta z wrażenia nie zapytała jednak jakim cudem Angi udało się zdobyć bilety. 

Około 19:30 dziewczyny dotarły w końcu pod klub. Angel zdziwiła się ujrzawszy na miejscu ogromy tłum! Przecież było jeszcze ponad pół godziny do koncertu! Na szczęście zaczęto akurat wpuszczać wszystkich do środka. Kiedy dziewczyny zbliżały się do Pana sprawdzającego bilety, Angel  zaczęła czuć się nieco niepewnie. Przecież tak naprawdę nawet nie miała biletów. Co jeśli Sean sobie z niej zażartował? Nie, raczej nie wyglądał na takiego. Ale może zapomniał? W końcu nadeszła ich kolej. Młody chłopak spojrzał na nią pytająco, bo w przeciwieństwie do całego tłumu, dziewczyna nie podetknęła mu pod nos biletu. Angel nieco się zająknęła.
-Eee… Bo ten… Zostałyśmy tu dziś zaproszone przez Seana i powiedział, że wejdziemy po podaniu hasła. – blondynka poczerwieniała nieco na twarzy, podczas gdy jej kuzynka spojrzała na nią ze zdziwieniem szeroko otwartymi oczami. Chłopak natomiast od razu wiedział o co chodzi, roześmiał się i z rozbawieniem powiedział:
-No nieźle! No więc tak. Co takiego zrobiłaś dziś Seanowi? – kuzynka posłała Angel pytające spojrzenie. Przy okazji kilka dziewczyn, będących dalej w kolejce również nasłuchiwało z uwagą. Angel ściszyła głos.
-Eee.. Zdzieliłam go w twarz? – Chłopak roześmiał się i przepuścił dziewczyny do środka. Marta natomiast wykrzyczała:
-Co zrobiłaś?!
-Ciicho bądź! – syknęła Ang – Później Ci wszystko opowiem. Chodź, bo nic nie będziesz widziała. 

Punktualnie o 20:00 rozpoczął się koncert. Angel musiała przyznać, że chłopcy z Black Radio byli naprawdę nieźli! Pomyślała sobie nawet, że kiedyś będzie musiała wybrać się na cały, typowo ich koncert. Jakieś pół godziny później chłopcy zeszli ze sceny, zapowiadając uprzednio, że za kilka minut pojawią się tu wyczekiwani przez wszystkich  ROOM 94, co spotkało się z ogromnym entuzjazmem, hałasem i piskami, gdyż głównie, nie ukrywajmy, na koncert przyszły nastoletnie dziewczyny. Na scenie pojawił się różowo włosy chłopak, jak poinformowała dziewczynę Marta – Ashley. Ash pojawiał się i znikał, ogarniając sprzęt dla zespołu. Zabawne było obserwować, jak dziewczyny z pierwszych rzędów, kiedy tylko była taka okazja, macały chłopaka po głowie. Kiedy wszystko już było gotowe, na scenę wyszło w końcu czterech chłopaków. Dean, Kieran, Kit i w końcu Sean. Zaczęli grać. Kolejny raz tego wieczoru Ang musiała przyznać, że zespół daje radę! Po chwili dała się porwać totalnej zabawie, skakała razem z tłumem, śmiała się, klaskała. Wiedziała, że małe są szanse, żeby Sean ją zauważył, widziała jednak, że czasem rozglądał się po całym tym tłumie, jakby kogoś szukając.
Dobrą godzinę później koncert miał się zakończyć, jednak tłum nie dał chłopakom tak szybko odejść, musieli więc wrócić na bis.
W końcu jednak włączono światła, co miało znaczyć, że to już naprawdę koniec. Angel wiedziała, że tak łatwo nie uda jej się teraz wyjść, Marta jej na to nie pozwoli, takiej szansy nie można przecież zmarnować, ma okazję poznać swoich idoli, podziękować im, może nawet zrobić zdjęcie. Dziewczyny czekały więc cierpliwie, nieco oddalone od największego tłumu. Nagle ktoś położył blondynce rękę na ramieniu.
-Cześć Aniele. Jednak przyszłaś. – Angel odwróciła się w kierunku z którego zostały skierowane te słowa. Marta natomiast czuła się jakby dostała palpitacji serca. 

Kilka godzin później, kładąc się spać, dziewczyna zdążyła pomyśleć tylko, że był to wieczór, który należeć będzie z pewnością do niezapomnianych. Przypomniała sobie również słowa żegnającego się z nią Sean’a który obiecał jej, że niedługo się odezwie. Bardzo polubiła chłopaka i miała ogromną nadzieję, że po tym wszystkim co stało się na after party rzeczywiście tak będzie, chociaż wtedy, zaśmiała się lekko i odparła mu, że z pewnością i tak za chwilę o wszystkim zapomni, wróci do domu, gdzie za kilka dni będzie czekała ich kolejna trasa. Z tą niezbyt pozytywną myślą w końcu zasnęła. 

Następnego dnia, jak zwykle po przebudzeniu, włączyła najpierw komputer i zabrała się do sprawdzania e-maili. Wszelkie powiadomienia z twittera czy Facebooka i tak zawsze dochodziły również na jej internetową pocztę. Nagle, lekko już znudzona zaznaczaniem tego co trzeba usunąć, wśród dziesiątek spamu zobaczyła to jedno zdanie: „Nowa wiadomość od użytkownika Sean Lemon” – uśmiechnęła się do siebie i z nieco szybciej bijącym sercem kliknęła OTWÓRZ.

***
Pierwszy imagin już jest! Mam nadzieję, że ktokolwiek dobrnie do końca, przeczyta i się nie zanudzi ;) Komentarze z opiniami bardzo mile widziane! Pozdrawiam! :) 

piątek, 12 lipca 2013

Początek

Chyba po prostu brakowało mi pisania. Nie żebym była w tym szczególnie dobra, ale po prostu lubię pisać. Tak łatwo tworzy się historie w głowie, inne zakończenia czegoś co się wydarzyło, marzenia. Postanowiłam spróbować te historie spisać. Prawdopodobnie będą to głównie niezbyt długie 'imaginy', może czasem nieco obszerniejsze opowiadania, któż to wie ;) O czym będę pisać? Zależy co się akurat w mej głowie utworzy. Czasem będą to historie które się wydarzyły, często z nieco innym zakończeniem, takim.. fajniejszym ;) Innym razem coś totalnie zmyślonego. Bohaterowie? Z pewnością znajdą się tu chłopcy z ROOM 94 ;) Może również inne zespoły, czy znane osoby. Czasami wprost przeciwnie, totalnie zmyślone, "zwykłe" postaci. Trochę będzie tu mnie, ale tego co gdzie i kiedy, z pewnością Wam nie powiem ;) Z czasem, jeśli będziecie chcieli, będziecie mogli w pewnym sensie współtworzyć tego bloga, jeśli np. spodoba się Wam jakaś historia i będziecie chcieli, żebym ją dokończyła, postaram się to zrobić. Niekiedy jednak historie będą w pewnym sensie urwane, zakończone w takim momencie, żeby każdy z Was sam mógł sobie dopowiedzieć pasujące mu zakończenie. Taki mniej więcej jest plan, co z tego wyjdzie? Sama jestem ciekawa ;)