wtorek, 24 września 2013

Info

Chwilowo tylko informacja. Tak jak wspominałam, postanowiłam założyć jeszcze bloga z opowiadaniem. Obiecałam też podać tutaj link, więc proszę Was bardzo! :)
http://zaopiekuj-sie-mna-mocno-tak.blogspot.com/
Zapraszam serdecznie do czytania! :)
A już niedługo powinien pojawić się kolejny imagin :)

czwartek, 12 września 2013

07. Kieran

Dzień dobry bardzo! Co tam u Was?
Większości z Was szkoła się zaczyna, powoli się nam jesień zbliża.. Brr..
No nic, nieważne, zapraszam do przeczytania kolejnych moich wypocin! ;)

I jak zwykle, BAAARDZO! proszę! o komentarze! :) Bo serio nie wiem czy to co piszę chociaż trochę fajne jest. Tym razem miałam szczególny problem z samą końcówką, nie wiedziałam jak to zakończyć żeby było w miarę okey...

A gdyby ktoś chciał być powiadamiany o nowościach, zapraszam do zakładki o jakże zaskakującej nazwie "Powiadomienia" ;)

Enjoy!

----------------------------------------------------------------------------------------


Siedziałam przy dwuosobowym stoliku w niewielkiej kawiarni w centrum. Spojrzałam na zegarek. Przyjaciółka spóźniała się już 10 minut. Jak zwykle zresztą. Była to chyba jej największa wada. Wiedziałam, że z pewnością jak tylko wejdzie zaleje mnie potokiem słów z wyjaśnieniem tego dlaczego tym razem nie jest o czasie. Czekając rozglądałam się po kafejce. Było to całkiem klimatyczne i przytulne miejsce. Nagle, jakbym poczuła, że ktoś się we mnie wpatruje. Spojrzałam w bok i zobaczyłam, że rzeczywiście, obserwuje mnie jakiś chłopak. Kiedy zauważył, że teraz ja również mu się przyglądam, uśmiechnął się do mnie nieco łobuzersko. Patrzył mi przy tym w oczy w taki sposób, że moją twarz oblał rumieniec i natychmiast spuściłam wzrok na blat stolika przykryty kolorowym obrusem. To było do mnie niepodobne. Po chwili podniosłam głowę i przyjrzałam się chłopakowi z większą uwagą. Jego uśmiech pasował do fryzury. Nieco przydługie, potargane włosy. Wyglądał jakby dopiero co wstał z łóżka, ale ja znałam ten typ. Taką fryzurę musiał układać pewnie dłużej niż ja szykowałam się do wyjścia. W pewnym momencie podniósł się leniwie z krzesła i patrząc mi w oczy zbliżał się w moim kierunku. Dokładnie w tym samym czasie do kawiarni wpadła moja Przyjaciółka, zatrzymała się na ułamek sekundy w drzwiach, rozejrzała po pomieszczeniu i zauważając mnie szeroko się uśmiechnęła, szybko podeszła bliżej i opadła ciężko na krzesło. Tak jak myślałam, zaraz zaczęła się tłumaczyć. Nie słuchałam jej. Rozejrzałam się w poszukiwaniu chłopaka, który kierował się teraz do wyjścia i wciąż mnie obserwował. Kiedy pochwyciłam jego wzrok, dał mi znać ruchem ręki, żebym na chwilę wyszła za nim. Normalnie nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Tymczasem mimowolnie zaczęłam podnosić się z krzesła. Dopiero po chwili dotarły do mnie słowa, dobiegające gdzieś tuż obok mojego ucha.
-Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!
-Przepraszam, muszę na chwilę wyjść – odparłam, nie spuszczając wzroku z drzwi. Przeniosłam wzrok na kumpelę tylko na moment i w tym czasie chłopak zniknął z pola mojego widzenia. Nie wyjaśniając nic więcej, zostawiłam oniemiałą Przyjaciółkę, której usta były lekko rozchylone, jakby chciała coś powiedzieć, a jednak nie potrafiła tego zrobić. Szczerze mówiąc, nie pamiętałam sytuacji, kiedy zabrakłoby jej słów. Zawsze miała coś do powiedzenia. Zawsze. Zachichotałam cichutko na ten widok i powoli wygramoliłam się od stolika, prawie ściągając ze sobą niewielki obrusik. Coś pchało mnie do tego chłopaka. Coś kazało mi wyjść za nim. Sama tego nie rozumiałam. Jednak pamiętam, że mama zawsze powtarzała, żebym słuchała swojej intuicji. Pospiesznie przeszłam pomiędzy stolikami, aż w końcu wyszłam na zalany słońcem chodnik. Zmrużyłam oczy. Kiedy już przyzwyczaiłam się do tej jasności, rozejrzałam się. Już zaczynałam wymyślać sobie w głowie, że pewnie źle odczytałam intencje chłopaka, że to nie miał być żaden znak ani nic, a ja jak głupia wyszłam za nim i teraz stoję, gapię się po ludziach i wypatruję nieznajomego z bałaganem na głowie. Miałam właśnie wrócić do Przyjaciółki, kiedy zauważyłam go stojącego po drugiej stronie ulicy. Uśmiechał się szeroko patrząc mi prosto w oczy. Odwzajemniłam uśmiech myśląc przy okazji, że koleś musi być cholernie pewny siebie. Zastanawiałam się co teraz, kiedy chłopak powoli wkroczył na jezdnię. Nie spuszczał przy tym ze mnie wzroku. Stałam tam i uśmiechałam się jak głupia z każdym kolejnym krokiem przybliżającym do mnie nieznajomego. Nagle usłyszałam pisk opon. Spojrzałam w bok i zobaczyłam nadjeżdżającego z zakrętu czarnego mercedesa. Pierwsze o czym pomyślałam to to jak można z tak wielką prędkością wchodzić w zakręt. Dopiero po chwili z przerażeniem uświadomiłam sobie, ze samochód za żadne skarby nie zdąży się zatrzymać. Trwało to ułamki sekundy. Gwałtownie spojrzałam na chłopaka wciąż się uśmiechającego.
-Uważaj! – wykrzyknęłam
Wszystko zaczęło przypominać film, w którym nagle spowalniają obraz, dźwięk…
Uśmiech chłopaka zamarł na jego ustach kiedy w końcu obrócił się i zobaczył nadjeżdżający samochód, dzielący od niego już tylko kilka metrów. Odruchowo wyciągnął przed siebie ręce jakby chcąc jakimś cudem zatrzymać nimi samochód, a może po prostu zamortyzować upadek. Mercedes uderzył w chłopaka, który odbił się od maski samochodu i wyleciał co najmniej kilka metrów dalej.
Uderzył z pełną siłą w asfalt.
Wokół niego jakaś czerwona plama zaczęła powiększać swoje rozmiary.
Zakręciło mi się w głowie…



Obudziłam się zlana potem. Znowu. Kolejny sen z tym chłopakiem. Kolejny sen, w którym chłopak ulega wypadkowi. Czasami budzę się dopiero po tym gdy okazuje się, że ginie…
Każdy ten sen był bardzo realistyczny. Za każdym razem budziłam się przerażona. Czasem po policzku spływała mi pojedyncza łza. Cała roztrzęsiona usiadłam powoli na łóżku. Dlaczego? Skąd biorą mi się te sny? Kim jest ten chłopak? Co to wszystko ma znaczyć. Jeden pojedynczy koszmar, okey. Ale to trwa już od jakiegoś miesiąca. Początkowo co 3-4 dni, w ostatnim tygodniu podobne sny miałam codziennie. Zazwyczaj dopiero co się poznawaliśmy. W przeróżnych okolicznościach. Czasem jednak śniłam o tym, że bardzo dobrze się znamy. Jesteśmy sobie naprawdę bliscy. Łączy nas jakaś niesamowita więź. Za każdym razem nasze szczęście, radość zostają zniszczone, nasze uśmiechy zamieniają się w przerażenie. Najczęściej w chłopaka uderza samochód…
Czytałam gdzieś kiedyś, że śnią nam się osoby, które już kiedyś gdzieś widzieliśmy. Czy to możliwe, żebym go znała?
Przez resztę nocy nie potrafiłam już zmrużyć oczu. Leżałam i rozmyślałam. O chłopaku którego tak dobrze znam ze snów. A którego tak naprawdę nie znam wcale.
Przeleżałam jeszcze kilka godzin i w końcu postanowiłam podnieść się z łóżka. Spojrzałam na stojący na lampce nocnej budzik. 5:48. Ostatnio coraz częściej wstawałam o tak wczesnej godzinie. Po tych koszmarach nie potrafiłam już zasnąć. Tak naprawdę bałam się zasypiać. Bałam się tej realistyczności. Bałam się o tego chłopaka.
Ubrałam się w luźne spodnie i T-shirt. Na nogi wsunęłam adidasy. Postanowiłam pobiegać po parku. Wzięłam ze sobą mp3 z nadzieją, że muzyka sprawi, że na chwilę uwolnię się od złych myśli. Biegłam przed siebie. Mijałam kolejne ulice aż w końcu znalazłam się na miejscu. Zwolniłam odrobinę, żeby cieszyć się widokiem który mnie otaczał. Alejki, drzewa, ławeczki, o tej godzinie wyjątkowo puste, nie okupowane przez matki z wózkami, przez młode, zakochane pary, czy też staruszków odpoczywających chwilę, jak miało to miejsce w późniejszych godzinach. Biegłam dalej kiedy zauważyłam, że jednak nie jestem tutaj tak całkiem sama. Ktoś również postanowił pobiegać. I właśnie schylał się, żeby zawiązać sznurówkę przy prawym sportowym bucie. Kiedy już to zrobił, podniósł się powoli i przypadkiem obrócił się w moim kierunku. Zatrzymałam się gwałtownie. Dopiero teraz zauważyłam tak dziwnie znajomy „bałagan na głowie”. Chwilę później… zemdlałam.

-Hej! Obudź się! No już, wstawaj! – usłyszałam czyjś przestraszony głos.
Powoli docierało do mnie to co się właśnie wydarzyło. Spojrzałam w górę i ujrzałam chłopaka ze snów. Czy raczej z koszmarów.
-Wszystko dobrze? Co się stało? Jesteś chora? – zasypywał mnie pytaniami.
-Nic mi nie jest. – Zaczęłam się podnosić. Zakręciło mi się jednak nieco w głowie. Chłopak podał mi rękę, chociaż uważał, że nie powinnam tak od razu wstawać. Zignorowałam jego słowa, za to z wdzięcznością przyjęłam pomocną dłoń. Wstałam i oceniłam, że potrafię utrzymać się na własnych nogach bez jego pomocy. Uznałam to za dobry znak. Powoli zaczęłam się od niego oddalać, idąc tyłem, żeby móc na niego jeszcze spojrzeć i podziękować.
-Naprawdę dziękuję Ci za pomoc! Ale teraz muszę już iść – chłopak próbował zaprotestować, lecz zbyłam go.
-Nie powinieneś się do mnie zbliżać! – Praktycznie wykrzyknęłam. – Przepraszam – dodałam nieco ciszej wpatrując się w ziemię. – Przepraszam i dziękuję. – Odwróciłam się w końcu i najszybciej jak potrafiłam oddaliłam się stamtąd.
Wiedziałam, że nie zachowałam się zbyt grzecznie. Jednak nie chciałam żeby moje sny okazały się prorocze. A to znaczy, że lepiej, żeby ten chłopak nie przebywał w moim towarzystwie.

Wróciłam do domu i postanowiłam nie wychylać tego dnia nawet czubka nosa zza drzwi. Całkiem dobrze mi to wychodziło, do czasu aż pod wieczór mama poprosiła mnie żebym wybrała się do sklepu. Próbowałam się wykręcić, mówiąc że źle się czuję. (To akurat, świeże powietrze dobrze Ci zrobi!) Że muszę się przecież uczyć. (Chwila odpoczynku należy się każdemu! [taaa, szkoda, że tylko wtedy kiedy coś ode mnie chcecie]) W końcu zrezygnowana chwyciłam bluzę, wzięłam portfel i poczłapałam na zakupy. Dotarłam na miejsce, bez większego problemu znalazłam wszystko czego potrzebowałam, całkiem sprawnie załadowałam to do koszyka i podeszłam do kasy. Właśnie wyciągałam pieniądze, kiedy zauważyłam chłopaka ze snów plączącego się pomiędzy półkami.
-Cholera – zaklęłam cicho pod nosem. Miałam jednak nadzieję, że mnie nie zauważy, w końcu już zaraz wyjdę z tego sklepu. Zdenerwowana czekałam aż kasjer odda mi resztę i będę mogła stąd wyjść. Wyciągnęłam rękę po drobne, jednak dłonie zaczęły mi się tak trząść, że zamiast wrzucić pieniądze  do portfela, część z nich upadła na podłogę, robiąc przy tym niewielkie zamieszanie i hałas.
-Pomóc Ci? – usłyszałam nad głową. Zacisnęłam powieki chcąc, żeby okazało się to przesłyszeniem.
-Nie, nie, nie – wymruczałam pod nosem. – Tylko nie Ty.- W końcu podniosłam nieco wzrok z zamiarem podziękowania za chęć pomocy. Chłopak przerwał mi zanim w ogóle zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
-Hej, to Ty zemdlałaś dziś w parku!
-Taaak, raz jeszcze dziękuję, że mi wtedy pomogłeś. – Liczyłam na to, że uda mi się jak najszybciej wyjść w końcu ze sklepu, jednak chłopak nie dawał za wygraną.
-Wszystko okey? Dobrze się już czujesz? Szczerze mówiąc, dość konkretnie mnie przestraszyłaś!
Zaczęliśmy rozmawiać i kilka minut później, sama nie wiem jak to się stało, kroczyliśmy obok siebie. Chłopak uparł się, żeby mnie odprowadzić. Dotarliśmy na miejsce. Pogrzebałam w kieszeni w poszukiwaniu kluczy. Chodnik w tym miejscu był dość wąski, a właśnie trzymając dumnie za uchwyt od wózka, młoda mama chciała nas wyminąć. Ja wcisnęłam się we wnękę od drzwi, natomiast chłopak zrobił krok do tyłu, co sprawiło, że znalazł się na jezdni. Dodatkowo pchnięty przez jakiegoś przechodnia spieszącego z przeciwnej strony niż kobieta, znalazł się nieco dalej od krawężnika.
Dokładnie jak w moich snach, wszystko działo się w szalonym tempie. Ułamek sekundy. Samochód. Ułamek sekundy. Prędkość. Ułamek sekundy. Przerażenie. Ułamek sekundy. Uderzenie…

Błagam nie! – wykrzyknęłam histerycznie wybiegając na jezdnię – Proszę, proszę..! Ocknij się! To nie może być prawda! Błagam! – byłam coraz bardziej spanikowana i przerażona. Szybko wyjęłam komórkę wybierając numer pogotowia. Łamiącym się głosem, jąkając się, udało mi się powiedzieć wszystko co potrzeba. Chwyciłam chłopaka za chłodną dłoń i przysunęłam do swojego serca. Z oczu zaczęły płynąć mi łzy. Ktoś z boku coś mówił, jednak nic do mnie nie docierało. Nachylałam się nad chłopakiem.
-Proszę Kieran… - wyszeptałam mu prawie do ucha. – Proszę…
Nie zwracałam uwagi na tłum jaki zebrał się dookoła. Klęczałam przy chłopaku i modliłam się. Słyszałam, że z oddali zbliża się karetka, są już coraz bliżej. Na szczęście!
Musiałam się nieco odsunąć żeby zrobić miejsce sanitariuszom. W tym momencie poczułam, że coś ledwie wyczuwalnie zaciska się na mojej dłoni. Spojrzałam na chłopaka, który z wciąż zamkniętymi powiekami wyszeptał z trudem:
-Skąd… wiesz… jak… mam… na imię…?
Sama się zdumiałam. Najprawdopodobniej w jednym ze snów musiał mi się przedstawić. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, tym razem jednak łzy mieszały się z radością, bo to że chłopak odzyskał przytomność było zdecydowanie dobrym znakiem.


poniedziałek, 2 września 2013

06. Dean i ...

Dzień dobry wieczór! :)
Imagin dedykowany wszystkim tym, którzy właśnie zaczęli kolejny rok szkolny! Powodzenia Wam wszystkim życzę!

Wygląda na to, że kolejny raz Dean, ale.. no cóż, przeczytajcie, to się dowiecie;)
Enjoy! :)

-------------------------------------------------------------------------------------



To właśnie dziś rozpoczynał się kolejny rok szkolny. Kolejna klasa. 10 miesięcy nauki. Tydzień za tygodniem. Oczekiwanie na weekendy, na Święta, na jakiekolwiek przerwy, wolne od szkoły. Od lekcji do lekcji. Z tymi krótkimi chwilami oddechu pomiędzy. 6 lekcji, 7 lekcji, może 8? Aż w końcu do domu. Ubrałaś się w krótką czarną spódniczkę i białą bluzkę. Na nogi założyłaś ukochane czerwone trampki. Ruszyłaś w stronę szkoły. W końcu dość obojętnie przekroczyłaś drzwi wejściowe dużego, jasnego budynku. Powoli wkroczyłaś do auli i rozejrzałaś się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jest. Wcisnęłaś się na wolne krzesełko i razem z pozostałymi uczniami czekałaś na rozpoczęcie. Wokół słychać było gwar rozmów, ludzie witali się ze sobą, śmiali się, opowiadali o swoich wakacjach. W końcu w auli nieco ucichło. Zaczęło się. Krótkie powitanie, przemowa dyrektora. Bla, bla, bla. W końcu mieliście rozejść się do klas. Wlokłaś się korytarzem kiedy wpadł na Ciebie jakiś chłopak. Wyglądał na zdezorientowanego. Blondyn, czekoladowe oczy. Spojrzał na Ciebie i wyrzucił słowa przeprosin. Po chwili już go nie było. Wzruszyłaś ramionami i ruszyłaś dalej. Dotarłaś do sali. Większość Twojej klasy czekała już przed drzwiami na wychowawcę. Przywitałaś się, uśmiechnęłaś. Nigdy nie byłaś szczególnie popularna, nie miałaś tu Przyjaciół, jednak żyłaś ze wszystkimi raczej w zgodzie, miałaś kilka koleżanek z którymi czasami rozmawiałaś. Nic wielkiego. Poza tym byłaś raczej dość…niewidzialna. Pod drzwi dotarła przewodnicząca klasy i obwieszczając, że wychowawca zaraz przyjdzie, przekręciła klucz w zamku i wpuściła Was do środka. Wpadliście wszyscy do klasy i zajęliście swoje stałe miejsca. Przez pomieszczenie przeszły krótkie zdania, podekscytowane głosy, że ponoć macie mieć nowego kolegę. - Nowy. Ciekawe czy będzie przystojny? - Z głupim chichotem zastanawiały się najpopularniejsze, bo z pewnością najpiękniejsze i przy okazji chyba najmniej inteligentne dziewczyny w klasie. - A może to jakiś kujon? O nie! Po co nam kolejny taki w klasie? To musi być jakieś ciacho!
Słuchałaś tych słów i zrezygnowana oparłaś głową na ławce. Czekałaś. W końcu drzwi ponownie się otwarły i do sali wszedł wychowawca prowadząc ze sobą… Gwałtownie podniosłaś głowę. Tak, to ten blondyn sprzed auli. A więc to on jest tym nowym.
-Moi drodzy, przedstawiam Wam nowego kolegę, nazywa się Dean Lemon.
Dean przywitał się z Wami wszystkimi, na co w odpowiedzi usłyszał chóralne „czeeść!”
Przyjrzałaś mu się uważniej. Wyglądał na pewnego siebie i raczej sympatycznego. Był wysoki. Dorze zbudowany. I zdecydowanie przystojny. Uhh, nasze miss klasy z pewnością są przeszczęśliwe i już układają plan jak go usidlić – pomyślałaś.
Tymczasem nauczyciel kazał Deanowi zająć jedno z wolnych miejsc. Wybór miał całkiem duży. Zupełnie pusta ławka. Wolne miejsce koło jednej z naszych pięknisi, a także koło jednego z popularniejszych chłopaków. I wolne miejsce obok Ciebie. Dean rozejrzał się niespiesznie. Po chwili ruszył przed siebie. Uśmiechał się. Uśmiechał się i patrzył prosto na Ciebie.
-Mogę? – zapytał.
Ty lekko zdziwiona, z nieśmiałym uśmiechem, zgodziłaś się. No bo przecież.. Nie to, żeby Cię jakoś szczególnie nie lubili, ale Ty jesteś prawie niewidzialna. Dość.. nijaka. Przynajmniej tak byłaś odbierana przez ludzi. Od zawsze. Zresztą, samotność zazwyczaj Ci nie przeszkadzała. Lubiłaś swoje towarzystwo, chociaż zdarzały się takie dni, kiedy płakałaś w poduszkę, bo tak bardzo brakowało Ci Przyjaciela.
Przedstawiłaś się chłopakowi i przez chwilę wpatrywaliście się w siebie bez słów. Ten krótki moment został przerwany przez kolegów z klasy.
-Opowiedz nam coś o sobie!
-Tak, opowiedz!
-Uhh.. A co chcecie wiedzieć? – Dean nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego, raczej na zrezygnowanego. Po chwili z każdej strony Sali słychać było pytania.
-Skąd jesteś?
-Czemu przeniosłeś się do naszej szkoły?
-Lubisz imprezy?
-Masz rodzeństwo?
-Co lubisz robić?
-Jakie jest Twoje hobby?
-…
Słuchałaś uważnie każdego słowa, obserwowałaś każdy ruch, wyraz twarzy.
Blondyn cierpliwie, bez większych emocji odpowiadał na pytania. Dopiero zapytany o to co lubi robić, jakie jest jego hobby, jakby wstąpił w niego większy entuzjazm.
-Muzyka. Perkusja. To jest coś co kocham!
-Grasz w jakimś zespole? – padło kolejne pytanie. Dean się zmieszał, jego głos stał się cichszy.
-Yyy, taak, razem z braćmi i Przyjacielem.. ROOM 94.
-ROOM 94? Chyba gdzieś o Was słyszałam.. Macie jakichś fanów?
-Jesteście sławni?
-Ja też słyszałam!
-Yyhh.. Trochę fanów mamy… - Wyglądało na to, że chłopak niezbyt chętnie chce się zagłębiać w temat. Postanowiłaś go uratować. Przebiłaś się przez gwar w klasie i zapytałaś głośno o to czy moglibyście dostać już plan lekcji i iść do domu. Przecież na rozmowy będzie jeszcze dużo czasu.
Wszyscy w Sali skupili się na zapisywaniu kolejnych zajęć na poszczególne dni. Dean spojrzał na Ciebie i uśmiechnął się z wdzięcznością.
-Dziękuję
-Nie ma za co – odpowiedziałaś również się uśmiechając.
W końcu mogliście wyjść ze szkoły. Ostatnich kilka godzin wolności przed tym co zacznie się na dobre od jutra.
Szłaś powoli grzebiąc w torebce w poszukiwaniach telefonu, tylko po to, żeby sprawdzić która godzina. Nagle usłyszałaś, ze ktoś woła Twoje imię. Zatrzymałaś się i obejrzałaś przez ramię. Uśmiechnęłaś się do doganiającego Cię Deana.
-Hej! Poczekaj! Może pójdziemy na jakieś lody czy coś? – Dawno nie usłyszałaś propozycji wyjścia gdziekolwiek od znajomych ze szkoły. Postanowiłaś się zgodzić. Szliście powoli. Całą drogę rozmawialiście. Zagadaliście się tak bardzo, że dopiero po dłuższej chwili dotarło do Was, ze ominęliście knajpkę do której zmierzaliście. Zawróciliście ze śmiechem. Minęło w sumie kilka godzin kiedy postanowiliście w końcu ruszyć do domu. Okazało się, że mieszkacie blisko siebie, więc Dean Cię odprowadził.
Tego wieczora zasnęłaś z uśmiechem na twarzy.
Z każdym dniem coraz lepiej rozumiałaś się z blondynem. Zaprzyjaźniliście się. Codziennie rano przychodził po Ciebie i razem ruszaliście do szkoły. Po szkole czasem się uczyliście, czasem gdzieś wychodziliście. W szkole coraz więcej osób zaczęło się z Tobą witać, przed klasą, na korytarzu. Uśmiechali się do Ciebie. Podchodzili żeby porozmawiać. Wciąż Cię to zadziwiało. Wiedziałaś, że to zasługa Deana. On był popularny, więc Ty, przebywając tak często w jego towarzystwie, również taka się stałaś. Zapraszano Cię na imprezy. Chłopcy próbowali z Tobą flirtować. Niektórzy Ci zazdrościli, wiedziałaś to, mimo że fałszywie słodko się uśmiechali. Czułaś, że tak naprawdę chcą Deana, nie Ciebie.

Tego dnia po powrocie do domu stanęłaś przed lustrem i spojrzałaś na swoje odbicie. Nie byłaś brzydka. W sumie byłaś całkiem ładna. Z zamyślenia wyrwał Cię dźwięk dzwonka do drzwi. Nie czekając aż otworzysz, do mieszkania wparował Dean. Uśmiechnął się szeroko.
-Chodź! Poznasz dziś moich braci! Idziesz ze mną na próbę zespołu!
-Ohh – ucieszyłaś się. Do tej pory miałaś okazję widzieć i słyszeć w akcji blondyna, jednak jeszcze nie słyszałaś ich razem. Na żywo. Bo już wtedy, pierwszego dnia szkoły sprawdziłaś w Google kim są „ROOM 94”. Otworzyłaś wtedy szeroko oczy, widząc, że to „trochę fanów mamy”  to ponad 30 tys. samych followersów na twitterze.
I chociaż dość często bywałaś u Deana, jakoś zawsze mijaliście się z resztą Lemonów.
Szybko się przebrałaś, rozczesałaś włosy, wciągnęłaś na stopy ulubione trampki, wzięłaś torebkę i razem ruszyliście na próbę. Chwilę później byliście na miejscu. Ledwo przekroczyliście drzwi wejściowe, stanęło przed Wami trzech chłopaków.
-A oto i moi bracia! – zawołał wesoło Dean – dwóch rodzonych i jeden „brother from another mother”.
Uśmiechnęłaś się nieśmiało i przywitałaś wyciągając do każdego dłoń.
Kit.
Sean.
Kieran.
Kieran… Bałagan na głowie. Sympatyczny uśmiech. Kiedy podałaś mu swoją dłoń, przeszedł przez Ciebie jakiś prąd. Zrobiłaś zdziwioną minę, zauważając, że mina Kiera jest podobna. Puściliście swoje dłonie dopiero po dłuższej chwili. Chyba nikt inny tego nie zauważył.
Próba była genialna! Chłopcy byli świetni! Czułaś się cudownie. Muzyka Cię poniosła. Byłaś szczęśliwa tu i teraz.
Coraz częściej spędzałaś czas nie tylko w towarzystwie Deana, lecz także Seana, Kita i Kierana. Nigdy przedtem nie czułaś się tak dobrze. Miałaś Przyjaciół. Deanowi mogłaś powiedzieć o wszystkim. Wiedziałaś, że zawsze możesz na niego liczyć. Podobnie zresztą jak na pozostałych. Dla Seana stałaś się kimś jak młodszą siostrą. Kit Cie uwielbiał – zdecydowanie z wzajemnością. A Kieran? Przez jakiś czas nie mogłaś zrozumieć swoich uczuć. Lubiłaś go. Ale tak.. inaczej niż resztę. Podobał Ci się. To była jedyna rzecz o której bałaś się porozmawiać z Deanem. Bałaś się, że to może zepsuć… wszystko.
Mijały kolejne dni. Czasem tak po prostu nagle się wyłączałaś, myślałaś wtedy o Kieranie. Byłaś przekonana, że dobrze to ukrywasz, że nikt się nie dowie.
Siedziałaś na ławce w parku razem z Deanem. Słońce przeświecało przez gałęzie drzew. Zapatrzyłaś się w niebo.
-Musicie porozmawiać – stwierdził nagle Dean przerywając ciszę. Gwałtownie obróciłaś twarz w jego stronę.
-C-co? O czym Ty mówisz?
-O Tobie. I o Kieranie.
-C-coo? S-skąd..?
-Skąd wiem? No proszę Cię, jestem Twoim Przyjacielem czy nie? Potrafię czytać z Ciebie jak z otwartej księgi.
-Ooh.. – westchnęłaś.
-Potrafię czytać też w podobny sposób ze swojego brata, wiesz?
-I co takiego wyczytałeś? – byłaś nieco zdenerwowana, przestraszona.
-Musicie porozmawiać. – Odpowiedział twardo Dean, przenosząc spojrzenie z Twojej twarzy gdzieś na znajdującą się w oddali parę. Po chwili spojrzał znów na Ciebie i uśmiechnął się. –Zaufaj mi.

Wielkimi krokami zbliżał się ważny dzień. Koncert zespołu ROOM 94. Wszyscy byliście bardzo podekscytowani. Udzielało Ci się również zdenerwowanie chłopaków. Jak się okazało, niepotrzebnie. Wszystko wyszło idealnie. Przyszło naprawdę wielu ludzi, a chłopcy dali z siebie wszystko. Byli świetni!
Po koncercie odbyło się after party. Siedzieliście razem przy stoliku. Rozmawialiście, wygłupialiście się. W końcu Kieran poprosił Cię do tańca. Zgodziłaś się z uśmiechem. Podałaś mu swoją dłoń. Wyszliście na parkiet w momencie kiedy kończyła się jedna piosenka i zacząć się miała kolejna. Usłyszałaś pierwsze dźwięki. Jeden z Twoich ukochanych utworów.  Kątem okaz zauważyłaś, że wszystkie pary, po szaleństwie na parkiecie, teraz przytulały się do siebie. Spojrzałaś na Kierana. Zanim piosenka na dobre się zaczęła, usłyszałaś donośny  głos oznajmiający, ze to dedykacja dla Ciebie. Od Kierana. Zdumiona dostrzegłaś najpierw szczerzącego się w Twoją stronę Deana. Mrugnął do Ciebie i uniósł kciuk do góry. Przeniosłaś spojrzenia na Kiera. Uśmiechał się nieśmiało. Wtuliłaś się w niego i zaczęliście tańczyć. Było idealnie. Nagle poczułaś dłoń chłopaka na swoim podbródku. Uniosłaś nieco głowę i spojrzeniem trafiłaś w jego wpatrujące się w Ciebie oczy. To było jakby nieme pytanie. Przysunęłaś się nieco bliżej, dając tym samym niewypowiedzianą odpowiedź. Chłopak nie czekał długo. Po chwili jego wargi delikatnie musnęły Twoje. Poczułaś się jak w niebie. Byłaś szczęśliwa. Szczęśliwa nie tylko tu i teraz. Wiedziałaś, że to szczęście będzie obok każdego następnego dnia. Szczęście w postaci Kierana. Szczęście w postaci Deana, Seana i Kita szczerzących się do Was szeroko kiedy podeszliście do stolika trzymając się za ręce.
Usiadłaś pomiędzy Deanem, a Kieranem. Nachyliłaś się do blondyna i wyszeptałaś mu do ucha
-Dziękuję, że zauważyłeś mnie, kiedy byłam niewidzialna.
To był zdecydowanie najcudowniejszy rok szkolny w Twoim życiu. 

------------------------------------------------------------------------------------------

Jeżeli czytacie, bardzo proszę o pozostawienie po sobie jakiegoś śladu, żebym wiedziała, że mam tu dla kogo to publikować, że nie mam zostawiać tego samej sobie gdzieś tam zapisane na laptopie;) Także, proszę, komentujcie!
A jeżeli ktoś chciałby wiedzieć o kolejnych imaginach na bieżąco, zapraszam do zakładki "Powiadomienia" gdzieś tam u góry strony;)
Pozdrawiam, dziękuję każdemu, kto tu zagląda, czyta, komentuje, uwielbiam Was! xx

Ahh, jeszcze jedno! Myślę, że za jakiś czas podzielę się tu z Wami linkiem do opowiadania! Postanowiłam zacząć je pisać, muszę tylko tym razem najpierw porządnie stworzyć stronę, nagłówek itd. Także trochę cierpliwości i mam nadzieję, ze niedługo także tam będziecie zaglądać.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Megan cz.2.

Chciałam dać Wam trochę więcej czasu na ewentualne komentarze, stąd druga część nie pojawiła się jednak tak od razu, chociaż widzę, że tych komentarzy i tak jest ledwo co.. No trudno.. Dodaję drugą część i mam nadzieję, ze tym razem bardziej mnie zmotywujecie do pisania. No chyba, że tak bardzo nie będzie się Wam podobało:P
Enjoy! 


-----------------------------------------------------------------------------------------


-Przepraszam… - wybąkałam odsuwając się odrobinę.
-A Ty nadal wiecznie z głową w chmurach? – usłyszałam w odpowiedzi pytanie wypowiedziane nieco rozbawionym tonem. Ten głos.. Męski głos.. Wydawał mi się znajomy. Znów musiałam zadrzeć nieco głowę, gdyż mój wzrok znajdował się mniej więcej na wysokości podbródka chłopaka. Natrafiłam spojrzeniem na oczy utkwione we mnie. Znałam te oczy. Znałam tę twarz. Mimo, że minęło tyle lat. A twarz stała się bardziej męska niż chłopięca. Przez chwilę nie czułam deszczu. Zniknęło wszystko dookoła. Zostałam tylko ja i…
-Kit… - wyszeptałam. – I w tym momencie nad nami rozległ się grzmot, tak głośmy, że zacisnęłam mocno powieki i zatkałam palcami uszy. Moje serce biło coraz mocniej.
-I nadaj boisz się burzy..! – chłopak próbował przekrzyczeć hałas. – Chodź! Do mnie jest bliżej! – dodał jeszcze, złapał mnie za rękę i nie zastanawiając się ani chwili ruszyliśmy biegiem przed siebie. Przez tę chwilę zdążyły się zebrać dość duże kałuże, chcąc dotrzeć jak najszybciej na miejsce, nie bawiliśmy się w ich omijanie, co chwilę wdeptywaliśmy  więc w nie, przemaczając buty i rozpryskując wodę dookoła. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się. Kit puścił moją dłoń, żeby pogrzebać w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy. W końcu, całkowicie już przemoczeni weszliśmy do środka.
-Babciu! – zawołał chłopak krocząc przed siebie i zostawiając mokre slady, podczas gdy ja stałam wciąż w pobliżu drzwi. Nigdy tu jeszcze nie byłam. Zawsze spotykaliśmy się na dworze i tam też się bawiliśmy. Kit, zorientowawszy się, że nie idę za nim, zawrócił, złapał mnie ponownie za rękę i pociągnął za sobą.
-No chodź! – uśmiechnął się.
Weszliśmy do kuchni, gdzie przy stole siedziała starsza pani i nieco nerwowo wyglądała przez okno. Nagle odwróciła się w naszą stronę i widząc nas, stojących jak dwie zmokłe kury, z których woda skapuje na podłogę, z wyrazem ulgi na twarzy, podniosła się z krzesła.
-Kit..! – po chwili przeniosła wzrok również na mnie – Dzieci..! Jesteście calusieńcy mokrzy!
-Babciu, to Megan. - Kit przedstawił mnie, a starsza Pani najpierw jakby nieco się zdumiała, po czym uśmiechnęła się szeroko i nie zważając na to, że jestem totalnie mokra, przytuliła mnie do siebie.
-Megan! Tak się cieszę!
Poczułam się nieco dziwnie. Jakbym o czymś nie wiedziała. O czym z pewnością wiedziały pozostałe znajdujące się w kuchni osoby. I chyba nawet kot, który zaczął miauczeć i ocierać się o moje nogi. W końcu uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Mnie również miło Panią poznać.
-Kit, nie stójcie tak, idźcie się wysuszyć! A ja w tym czasie zaparzę Wam pysznej ciepłej herbatki i przygotuję coś do jedzenia.
-Powinnam najpierw zadzwonić do mamy – odpowiedziałam z wahaniem i wyjęłam z kieszeni telefon. Odblokowałam go i spojrzałam na niewielki ekranik. – O kurczę, 9 nieodebranych połączeń!
-Twoi rodzice na pewno się martwią, dzwoń!
Szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę i już po chwili usłyszałam zdenerwowany głos mamy.
-Megan! Martwiliśmy się! Gdzie jesteś?!
-Przepraszam mamo! Byłam jeszcze nad jeziorem kiedy zaczęło lać i spotkałam Kita, i pobiegliśmy do niego, tzn. do jego babci, bo jest bliżej i… - wyrzucałam z siebie nieco nieskładnie.
-Kita…? – usłyszałam w słuchawce.
-Tak mamo, pamiętasz Kita? – zawahałam się.
-Oczywiście, że pamiętam! Czy możesz… - w tej właśnie chwili rozległ się kolejny tak potężny, zagłuszający wszystko grzmot, że mimo iż byłam już bezpieczna w pomieszczeniu, wzdrygnęłam się i przymknęłam powieki.
-Możesz powtórzyć, nic nie słyszałam?! – wykrzyknęłam do słuchawki, bo chwilowo nie słyszałam sama siebie.
-Czy możesz dać mi do telefonu babcię Kita? – spojrzałam na starszą Panią i odsuwając nieco telefon od ust powiedziałam, że mama chce z nią porozmawiać. Po chwili Babcia wyciągnęła dłoń po komórkę.
-Oczywiście! A Wy biegiem się wysuszyć!
Posłusznie przekazałam telefon i  już po chwili podążałam za Kitem, który poprowadził mnie przez korytarz i skierował się w stronę jakiegoś pokoju. Przekroczyłam próg, rozejrzałam się i już wiedziałam, że to jego pokój. Chociaż nie mieszkał tu na co dzień, miał swój własny kąt. Łóżko, biurko, na którym stał laptop, szafki, półki z książkami, na ścianie wielki plakat, chyba z jakiegoś filmu, jednak nie rozpoznałam jakiego.
-Zaraz dam Ci jakiś ręcznik i koszulkę na przebranie – odezwał się Kit grzebiąc w jednej z szafek. W końcu znalazł to czego szukał. – Tu obok jest łazienka – wskazał ręką na prawo. – Łap! – w ostatniej chwili złapałam to co mi rzucił. Biały ręcznik i jakiś T-shirt. Podreptałam powoli do łazienki, odwracając się jeszcze na chwilę i trafiając wzrokiem na Kita, a raczej jego tors, w momencie, kiedy chłopak jednym ruchem ściągnął przylegającą do jego ciała, mokrą koszulkę. O mamusiu… Zaczerwieniłam się i szybko pomknęłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Z niemałą trudnością odkleiłam od siebie i zdjęłam mokre ciuchy (o dziwo bielizna była praktycznie sucha!), po czym delikatnie wytarłam ciało oraz włosy ręcznikiem i założyłam na siebie koszulkę Kita. Na szczęście była na tyle duża, że ze spokojem zakrywała mój tyłek. Przejrzałam się w lustrze. Szybko przeczesałam palcami poskręcane włosy i wyszłam z łazienki. Praktycznie znów weszłabym w Kita, w porę jednak zauważyłam go stojącego przed drzwiami i zatrzymałam się gwałtownie.
-Kit! Chcesz, żebym dostała zawału?
-Przepraszam – zreflektował się – chciałem tylko powiedzieć, że babcia wołała już na ciepłą herbatę i jakieś jedzonko.
Weszliśmy do kuchni. Mój telefon leżał na stole obok talerza z makaronem i szklanką gorącej herbaty obok.
-Twoja mama prosiła, żebyś została tu dziś na noc. W taką burzę nie będziecie wracać do domu, nie puszczę Cię też w tej chwili do cioci, nie ma mowy!
-Oh.. – spojrzałam niepewnie najpierw na nią, po chwili na Kita – ja… ja nie chciałabym przeszkadzać.
-No coś Ty! – Kit uśmiechnął się wesoło – nie będziesz przeszkadzać! – przeniósł wzrok na babcię. – Prawda?
-Święta prawda! – starsza kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło. Podeszłam do niej i przytuliłam ją.
-Dziękuję!
Usiedliśmy przy stole. W tym momencie ciepła herbata była najpyszniejszym napojem świata! Nawinęłam na widelec makaron i wzięłam go do ust.
-Mmm, tego mi było trzeba! Pyszności! – Babcia, która poprosiła, żebym nazywała ją Babcią była bardzo zadowolona. Jedliśmy i rozmawialiśmy. Krople deszczu wciąż bębniły o szyby i ścigały się, która szybciej spłynie na sam dół.  
Wspominaliśmy stare czasy i zaśmiewaliśmy się z różnych historii jakie się nam wtedy przydarzyły.
-Albo jak musiałeś jeść trawę ze studni! – wszyscy mieliśmy już łzy w oczach ze śmiechu – o czym Ty wtedy myślałeś? Hahaha.
Kit jakby na krótko trwającą chwilę spoważniał, zamyślił się i zaczerwienił. Prawie niedostrzegalnie wymienił spojrzenia z Babcią.
-Ojejuuu, to już nie można sobie w niebo popatrzeć? – przewrócił oczami, po czym widząc moją minę ponownie się roześmiał i dodał – wdech, wydech! Megan, bo nam tu zaraz zejdziesz ze śmiechu!
Próbowałam się nieco uspokoić. Zajęło mi to dłuższą chwilę, w końcu jednak byłam w stanie łapać powietrze.
Zrobiło się późno i Babcia postanowiła iść się położyć.
-Kit, możesz zanieść mi do pokoju szklankę wody?
-Jasne babciu! – chłopak zapełnił naczynie i wyszedł z kuchni. Babcia podeszła do mnie, pocałowała mnie w czoło i przytuliła, po czym wyszeptała mi do ucha
-Nie bój się tego, powiedz mu. – Spojrzałam na nią pytająco. Przewróciła oczami, co wydawało się zabawne u starszej już kobiety z siwymi włosami i dziesiątkami zmarszczek. – Przecież widzę jak na siebie patrzycie. Jeśli on jest na tyle głupi, że boi się z Tobą porozmawiać, Ty to zrób. Nawet nie wiesz jak mu ciebie brakowało przez te wszystkie lata kiedy tu nie przyjeżdżaliście. Wtedy jako dzieciak, przy studni… - Babcia zawiesiła głos, ponieważ do pomieszczenia wszedł Kit. Podniosła na niego wzrok.
-No to dzieci, nie siedźcie zbyt długo. Ja jestem już strasznie zmęczone. Dobranoc. – jakby na spotęgowanie tych słów ziewnęła i powoli skierowała się do swojego pokoju pozostawiając mnie z niedokończoną rozmową, z gonitwą myśli, niepewnością.
Przez chwilę staliśmy tak naprzeciwko siebie, nieco teraz skrępowani, patrząc na siebie i nic nie mówiąc. Milczenie przerwał Kit.
-Przestało w końcu padać…
-Taak, zauważyłam.
-Może… może pójdziemy na chwilę nad jezioro?
-Teraz? Jest prawie północ…
-Wiem – chłopak się uśmiechnął – nikt przynajmniej nie będzie nam… nie będzie robił hałasu. No choodź! – złapał mnie za rękę i pociągnął lekko do siebie. Spojrzałam na ten jego piękny, zaraźliwy uśmiech.
-Okey! Chodźmy! Ale najpierw musze się ubrać! Może moje spodnie będą już suche.
Kit zmierzył mnie od góry do dołu i od dołu do góry.
-Jak dla mnie teraz jest idealnie! – zarumieniłam się i walnęłam go lekko w ramię.
-Głupek!
Głupek wyszczerzył się do mnie mówiąc:
-Sprawdź czy spodnie są suche, w razie czego poszukamy Ci coś mojego. Ja wezmę nam jakieś bluzy.
Przez chwilę zastanawiałam się czy nie skorzystać z możliwości pożyczenia spodni od Kita, moje własne jednak okazały się praktycznie suche i po chwili wahania wciągnęłam je na tyłek. Wciąż miałam jednak na sobie jego koszulkę
Niecałe 5 minut później kierowaliśmy się już w stronę jeziora. Było tak ciepło, że bluzy nie były nam potrzebne. Księżyc oświetlał niebo, po burzy i deszczu nie było prawie śladu, gdzieniegdzie widniały tylko niewielkie chmury. A na ziemi oczywiście całkiem nie niewielkie kałuże. Szliśmy niespiesznie omijając i przeskakując mokre przeszkody.
Dotarliśmy nad jezioro.
-Jak tu… cicho. I spokojnie  – Spojrzałam na Kita – i wspaniale!
-Ty jesteś wspaniała – powiedział to tak cicho, że myślałam, że coś źle usłyszałam. Zdradzał go jednak jego nieśmiały uśmiech i niepewne spojrzenie. Ze zdumienia rozchyliłam nieco usta, nie wiedziałam jednak co odpowiedzieć. Kit złapał mnie za ręce.
-Brakowało mi Ciebie Megan. – puścił na moment jedną z moich dłoni i zasłonił swoje oczy ręką, przetarł twarz. Wpatrywałam się w niego bez słowa. Po chwili znów poczułam ciepły dotyk jego dłoni, a on mówił dalej.
-To takie dziwne. Przecież minęło tyle lat, byliśmy dziećmi! Byłaś kuzynką mojego najlepszego Przyjaciela. Tymczasem przez te wszystkie lata, kiedy nie przyjeżdżaliście… Tęskniłem Meg. – spojrzał mi głęboko w oczy, a ja wciąż słuchałam uważnie. – Chodziłem nad jezioro i tak bardzo chciałem, żebyś była obok. Patrzyłem na te wszystkie dzieciaki bawiące się na placu zabaw obok jeziora i na mojej twarzy momentalnie gościł smutek. Widziałem tam Ciebie, nas. Ale Ciebie nie było. Kolejny rok. I kolejny. Tak naprawdę długi czas nawet nie zdawałem sobie sprawy co właściwie czuję. Byliśmy dziećmi…  - powtórzył, po czym utkwił wzrok w swoich nieco znoszonych już trampkach. – Dopiero całkiem niedawno… To Babcia pomogła mi zrozumieć. I to ona zrobiła wszystko, żeby dowiedzieć się jeśli tu przyjedziesz. Opowiedziałem jej wszystko. Łącznie z tym, że wtedy przy studni… To było trochę dziwne… Po prostu, te odlatujące ptaki… I.. i wiedziałem, że niedługo wracacie do domu.. i.. nie wiem, miałem jakieś takie przeczucie… A potem.. Kolejne wakacje i Ciebie nie było. I… ten dzieciak.. Mijały lata i ja.. Brakowało mi Ciebie Megan. Całe czas. Tęskniłem. – Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się tak blisko siebie, dzieliły nas centymetry. Kit delikatnie dotknął mojej twarzy. – Kocham Cię Meg… - przymknęłam oczy i poczułam jak po moim policzku spływa łza. Jedna łza. Kit to zauważył i chyba się przestraszył.
-Przepraszam Meg, przepraszam! Nie powinienem nic mówić, powinienem się zamknąć, kretyn ze mnie! Przepraszam, proszę nie płacz…
-Kit…? – szepnęłam
-Tak?
-Czy możesz przymknąć się teraz? – zapytałam z uśmiechem zbliżając się do niego jeszcze bardziej.
-Co..? – nic nie rozumiał. Przysunęłam się więc jeszcze bliżej. Nasze czoła się stykały. –Oh…  - w końcu zrozumiał i delikatnie musnął moje usta swoimi. Po chwili pocałunek stał się bardziej czuły, namiętny. Wiedziałam, że muszę powiedzieć Kitowi co ja czułam przez cały ten czas. Nie musiałam jednak robić tego teraz. Będzie ku temu jeszcze wiele okazji. Już go nie zostawię… Kocham go, chociaż niełatwo było mi to zrozumieć.
-Nie zostawiaj mnie więcej Meg…
-Nigdy.
Nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku.


------------------------------------------------------------------------------------

Chyba wyszło dość.. przesłodzenie...:P Mam nadzieję, że mimo wszystko komuś się spodoba.



Już jakiś czas zastanawiam się nad pisaniem opowiadania. Prolog mam praktycznie gotowy. Z imaginami jednak jest ten plus, że zaczynam i kończę. Możecie przeczytać jeden nie wracając do poprzednich, bo się nie łączą, macie osobną historię. W opowiadaniu kolejne rozdziały.. Wiem, że czasem trafiając na bloga, gdzie już ileś tam rozdziałów jest, nie chce się tego czytać. A z drugiej strony, jak już się czyta, czeka się na kolejne rozdziały, najlepiej jak najszybciej. Tymczasem z moim czasem na pisanie ostatnio różnie bywa. Mam dość dużo na głowie. W związku z tym nie wiem czy zaczynać to opowiadanie czy jednak darować je sobie... Może Wy pomożecie mi podjąć decyzję? :)

I naprawdę, naprawdę liczę na Wasze komentarze! <3 

xxx
 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

05. Megan cz.1.



Cześć! Postanowiłam ten imagin podzielić na dwie części, bo chyba ostatecznie wyjdzie dość długi i bałam się, że nie będzie Wam się chciało czytać;) Druga część najprawdopodobniej jutro.
Poza tym, jak zwykle - będę bardzo wdzięczna za wszelkie komentarze! Dajcie mi jaką motywację, okey? ;)

Z dedykacją dla Magdy! xx

_____________________________________________________________________


-(…) Meg… Megan!
-Przepraszam, co mówiłaś? – głośny głos mamy wyrwał mnie w końcu z zamyślenia.
-Czy możesz podać mi ręcznik?
-Tak, jasne – sięgnęłam po leżący na szafce biały ręcznik z delikatną czerwoną kratką i podałam go rodzicielce– Proszę.
Postanowiłam wyjść z domu trochę przewietrzyć umysł. Sięgnęłam po swoją ulubioną dżinsową kurtkę przerzuconą przez krzesło w kuchni i oznajmiając, że na chwilę wychodzę, ruszyłam szybkim krokiem w stronę drzwi. Była prawie połowa sierpnia, lecz w ostatnich dniach troszkę się ochłodziło. Właśnie, była już prawie połowa sierpnia, moje myśli natrętnie wracały wciąż do tego samego. W sumie zabawne, ale powtarzało się to od kilku lat. Po tak długim czasie..niczego. Moje myśli wracały do dzieciństwa. Jakieś 10 lat wstecz. Jasne, zdarzało mi się myśleć o tym wszystkim o innych porach roku, ale im bliżej było połowy sierpnia, tym było to wszystko intensywniejsze. Od co najmniej kilku lat, po paru latach przerwy, zawsze 15 sierpnia jeździliśmy do cioci. Nie, nie to, żebyśmy widywali się z nią tylko raz w roku, były różne okazje, ale do niej jeździliśmy zawsze w tym terminie, wtedy kiedy miała imieniny. Ciocia mieszkała w pobliżu jeziora. Kiedy byłam mała, zawsze zostawałam u niej kilka dni na wakacjach. I tak przez kilka lat. Później jakoś się to urwało. Ale te kilka lat.. Kiedy byłam tam ostatni raz na dłużej niż parę godzin, miałam maksymalnie 10 lat. Zawsze był tam też mój ulubiony wówczas kuzyn. Mieliśmy ze sobą naprawdę dobry kontakt. Bawiliśmy się razem, oglądaliśmy bajki, graliśmy w różne gry i oczywiście chodziliśmy nad jezioro. Nigdy się razem nie nudziliśmy! Był ode mnie dwa lata starszy, jednak zawsze świetnie się dogadywaliśmy. Podobnie było z jego najlepszym przyjacielem – Kitem, który również każdego dnia nam towarzyszył. Wysoki, szczupły, włosy zdecydowanie ciemniejsze od moich, z nieco przydługawą grzywką. Przynajmniej tak go zapamiętałam. Po tych ostatnich wakacjach u cioci, jakoś się to wszystko trochę.. rozeszło. Nie miałam kontaktu z Kitem, z kuzynem również widywałam się rzadziej. I tak żyliśmy każde sobie, nie widząc się przez dobrych kilka lat. I nagle znów zaczęliśmy odwiedzać ciocię, zawsze dokładnie 15 sierpnia. I już za pierwszym razem jakieś  4 lata temu, jadąc z rodzicami i rodzeństwem samochodem, uciekając jak zwykle myślami zupełnie gdzieś indziej, przyłapałam się na tym, że myślę o Kicie. Zaskoczyło mnie to mocno. No bo, skąd mi się to wzięło, dlaczego? Moje myśli wędrowały nie tyle do kuzyna, z którym rozluźniony kontakt przecież naprawdę mnie smucił, lecz do tego wysokiego, wesołego, nieco nieśmiałego chłopaka, którego tak polubiłam jako dzieciak. Miałam jakąś cichą nadzieję, że przypadkiem, kiedy pójdziemy nad jezioro, spotkam go gdzieś, że będzie mnie pamiętał, że ucieszy się na mój widok, powspominamy czasy dzieciństwa, będziemy mieli okazję porozmawiać. Z drugiej strony pojawiały się zawsze myśli, że przecież ludzie się zmieniają, może Kit już nie jest tym samym Kitem. Może nawet nie będzie chciał mnie już znać. Mimo tego, chciałam się o tym przekonać. Tego dnia nie spotkałam jednak Kita. Ale w sumie czemu miałabym spotkać. Nie było mojego kuzyna, a to przecież do niego zawsze przychodził Kit.
Mimo, że uważam, że dzięki temu moje dzieciństwo było dużo lepsze i szczęśliwsze, z czasem, szczególnie w tym sierpniowym okresie, coraz bardziej żałowałam, że te 10 lat temu nie były tak popularne komputery, a co dopiero Internet, nie było tego jeszcze w każdym domu, że nie mogliśmy mieć tak łatwego kontaktu ze sobą jak teraz. Maile, wszelkie profile społecznościowe. Albo chociaż komórka. Któregoś roku nawet próbowałam odnaleźć Kita na facebooku, jednak, prawda była taka, że nawet nie znałam jego nazwiska. Kit to był po prostu.. Kit. Co mnie jako kilkuletnią dziewczynkę obchodziło jak się nazywa? A przecież nie zapytam teraz nagle kuzyna „Cześć, powiedz mi, jak się nazywa Kit?”, skoro od lat prawie ze sobą nie rozmawialiśmy.
Zaczęło się robić coraz chłodniej, opatulając się więc mocniej kurtką postanowiłam wrócić do domu. I przestać tyle myśleć, to przecież bez sensu. Chociaż tak naprawdę, powtarzałam to sobie co rok.

W tym roku 15 sierpnia przypadał w czwartek. Koło południa rodzice i ja wpakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Czekała nas ponad godzina jazdy. Chyba odrobinę przysnęłam, obudził mnie głos taty informujący, że jesteśmy na miejscu. Nieco zdezorientowana przetarłam ręką wciąż jeszcze zaspane oczy i wygramoliłam się z samochodu. Ciocia jak zwykle ogromnie ucieszyła się na nasz widok. Tak jakby się tego nie spodziewała. Po tej kilkuletniej przerwie w odwiedzinach chyba pozostało w niej coś takiego, jakieś przekonanie, że to wcale nie jest pewne że będziemy. Nawet jeśli umawiały się z mamą przez telefon. Słyszałam jak rozmawiały o tym raz. Albo może osiem.
Jednak jak na kogoś, kto tak do końca nie spodziewa się wizyty gości, jak zwykle ciocia jest świetnie przygotowana. Zaczęłam się zastanawiać czy może przez ten czas kiedy nie przyjeżdżaliśmy, również czekała na nas z kilkoma rodzajami ciast, lodami, kawą i herbatą. Zrobiło mi się odrobinę przykro. I głupio. Próbowałam dojść do tego, dlaczego w sumie na kilka lat zawieszona została ta nasza tradycja 15 sierpnia i nie miałam pojęcia co takiego się działo, co nam w tym przeszkadzało. Po chwili porzuciłam swoje myśli, bo na moim talerzu wylądował ogromny kawałek tortu! A w sumie to ogromny KAWAŁ tortu!
-Naprawdę chcecie, żebym to zjadła? Chyba pęknę! – uśmiechnęłam się do cioci.
-Ale Ty przecież jesteś taka chuda, musisz jeść!
Ahh, kochana ciocia. Zabrałam się za pałaszowanie tortu. Naprawdę, myślałam, że jeśli zjem do końca, to zaraz go również zwrócę.
-Ojejku, naprawdę zaraz pęknę! – pomasowałam się po pełnym brzuchu, na co rodzinka się roześmiała. – wiecie co, chyba się przejdę nad jezioro – spojrzałam z uwielbieniem na ciasta  znajdujące się na stole – ten sernik wygląda naprawdę pysznie, muszę zrobić sobie na niego miejsce! Mały spacerek zdecydowanie dobrze mi zrobi! - Powoli podniosłam się z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia. O tak, tradycyjny spacer nad jezioro. Zazwyczaj wprawdzie chodziłam tam z siostrami, dziś wyjątkowo żadna z nich nie mogła przyjechać. Poszłam więc sama. Po wyjściu z domu przystanęłam na chwilę i przymknęłam oczy, przechylając głowę nieco do tyłu i wystawiając twarz na słońce, które tak pięknie dziś grzało. Całą drogę nad jezioro mogłabym przejść z zamkniętymi oczami. Tyle razy tędy szłam! Otworzyłam jednak oczy i ruszyłam powoli przed siebie. I jak zwykle, idąc tą drogą, mijając budynki, drzewa, wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. Przechodziłam właśnie koło miejsca gdzie kiedyś była studnia. Od dawna już nieczynna. Jednak była dobrym miejscem do przesiadywania.


***
Okey, decydująca runda! Pamiętajcie, że kto przegra, będzie musiał przerzuć trawę na tej studni, wydając przy tym dźwięki jak krówka! – czwórka dzieciaków siedziała wokół starej studni i grała w karty. Tymi dzieciakami byliśmy my: jedna z moich sióstr, mój kuzyn, Kit i ja. Ostatnie rozdanie, narastające napięcie. Przy każdej karcie w skupieniu patrzyliśmy na siebie, żeby w odpowiedniej chwili rzucić karty na stół. No dobra, na studnię. Nagle Kit zapatrzył się w niebo, na przelatujące ptaki. W tym czasie bach! Karty rzucone. Raz, dwa, trzy! Kit w końcu zaszczycił nas swoim spojrzeniem. Zdumiony odkrył, że nikt nie ma już swoich kart, podczas gdy on trzymał swoje w ręce.
-Hahaha, Kiiit! O czym żeś myślał w takim momencie? – zapytaliśmy go rozbawieni.
-Proszę, oto Twój obiad! – kuzyn nie mogąc przestać się śmiać podał przyjacielowi garść trawy.
-Nie no, co Wy, serio? – Kit zrobił krzywą minę.
-Umowa to umowa, trzeba było nie trzymać głowy w chmurach!
Po chwili chłopak w pozycji „na czterech łapach” trzymał w ustach trawę, a my pękaliśmy ze śmiechu.

***

Uśmiechnęłam się na te wspomnienia. To  były naprawdę fajne czasy.
W końcu dotarłam nad jezioro. Trochę się tu pozmieniało w przeciągu ostatnich lat. Trzeba przyznać, że ktoś się postarał, wszystko pięknie odnowione. Tylko ludzi coraz mniej. Weszłam na pomost, dotarłam na sam jego koniec. Przyglądałam się taplającym się w wodzie dzieciakom i oczyma wyobraźni widziałam tam nas. Przed kilkoma laty. Kit, który dumny z siebie przyniósł dla nas ponton. Tylko kto go nadmucha? No jak to kto? Przecież nie dziewczyny. Ty go przyniosłeś! No weeź, prooszę? – Ugh, no dobra!
Siedzenie na plaży, na pomoście, chlapanie się wodą, a później zmarznięci, owinięci ręcznikami, wracający powoli do domu, bo robi się coraz później. Wracający tak niechętnie, bo przecież tak dobrze się bawiliśmy! I spacery. Po rynku, do sklepu, na lody, mmm, jakie tu niedaleko były pyszne lody włoskie! Wciąż pamiętałam ich smak!
W końcu postanowiłam powoli ruszyć do domu cioci. Nie było mnie już chyba ponad godzinę, poza tym, zrobiło się  jakoś dziwnie ciemno, zerwał się wiatr i zanosiło się na deszcz, a może nawet burzę. Przyznaję, że raczej nie lubiłam burzy. Nie kiedy byłam na zewnątrz. Przerażała mnie. Ruszyłam powoli pomostem, kiedy poczułam pierwszą kroplę deszczu uderzającą mnie w ramię. Po niej kolejną i kolejną. Kap, kap, kap. Przyspieszyłam kroku. Kiedy zeszłam już z pomostu i wkroczyłam na chodnik obok plaży, wciąż nie zwalniając podniosłam głowę, zauważając, że niebo zrobiło się niemal czarne. Nagle wpadłam na coś twardego. Ups, chyba jednak nie na coś, a na kogoś. Zachwiałam się, jednak przytrzymując się nieco owego osobnika, udało mi się utrzymać w pozycji pionowej.
-Przepraszam… - wybąkałam odsuwając się odrobinę.

c.d.n.