Chciałam dać Wam trochę więcej czasu na ewentualne komentarze, stąd druga część nie pojawiła się jednak tak od razu, chociaż widzę, że tych komentarzy i tak jest ledwo co.. No trudno.. Dodaję drugą część i mam nadzieję, ze tym razem bardziej mnie zmotywujecie do pisania. No chyba, że tak bardzo nie będzie się Wam podobało:P
Enjoy!
-----------------------------------------------------------------------------------------
-Przepraszam…
- wybąkałam odsuwając się odrobinę.
-A Ty nadal wiecznie z głową w chmurach? – usłyszałam w odpowiedzi pytanie
wypowiedziane nieco rozbawionym tonem. Ten głos.. Męski głos.. Wydawał mi się
znajomy. Znów musiałam zadrzeć nieco głowę, gdyż mój wzrok znajdował się mniej
więcej na wysokości podbródka chłopaka. Natrafiłam spojrzeniem na oczy utkwione
we mnie. Znałam te oczy. Znałam tę twarz. Mimo, że minęło tyle lat. A twarz
stała się bardziej męska niż chłopięca. Przez chwilę nie czułam deszczu.
Zniknęło wszystko dookoła. Zostałam tylko ja i…
-Kit… - wyszeptałam. – I w tym momencie nad nami rozległ się grzmot, tak
głośmy, że zacisnęłam mocno powieki i zatkałam palcami uszy. Moje serce biło coraz
mocniej.
-I nadaj boisz się burzy..! – chłopak próbował przekrzyczeć hałas. – Chodź! Do
mnie jest bliżej! – dodał jeszcze, złapał mnie za rękę i nie zastanawiając się
ani chwili ruszyliśmy biegiem przed siebie. Przez tę chwilę zdążyły się zebrać
dość duże kałuże, chcąc dotrzeć jak najszybciej na miejsce, nie bawiliśmy się w
ich omijanie, co chwilę wdeptywaliśmy więc w nie, przemaczając buty i rozpryskując
wodę dookoła. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się. Kit puścił moją dłoń, żeby
pogrzebać w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy. W końcu, całkowicie już
przemoczeni weszliśmy do środka.
-Babciu! – zawołał chłopak krocząc przed siebie i zostawiając mokre slady,
podczas gdy ja stałam wciąż w pobliżu drzwi. Nigdy tu jeszcze nie byłam. Zawsze
spotykaliśmy się na dworze i tam też się bawiliśmy. Kit, zorientowawszy się, że
nie idę za nim, zawrócił, złapał mnie ponownie za rękę i pociągnął za sobą.
-No chodź! – uśmiechnął się.
Weszliśmy do kuchni, gdzie przy stole siedziała starsza pani i nieco nerwowo
wyglądała przez okno. Nagle odwróciła się w naszą stronę i widząc nas,
stojących jak dwie zmokłe kury, z których woda skapuje na podłogę, z wyrazem
ulgi na twarzy, podniosła się z krzesła.
-Kit..! – po chwili przeniosła wzrok również na mnie – Dzieci..! Jesteście
calusieńcy mokrzy!
-Babciu, to Megan. - Kit przedstawił mnie, a starsza Pani najpierw jakby nieco
się zdumiała, po czym uśmiechnęła się szeroko i nie zważając na to, że jestem
totalnie mokra, przytuliła mnie do siebie.
-Megan! Tak się cieszę!
Poczułam się nieco dziwnie. Jakbym o czymś nie wiedziała. O czym z pewnością
wiedziały pozostałe znajdujące się w kuchni osoby. I chyba nawet kot, który
zaczął miauczeć i ocierać się o moje nogi. W końcu uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Mnie również miło Panią poznać.
-Kit, nie stójcie tak, idźcie się wysuszyć! A ja w tym czasie zaparzę Wam
pysznej ciepłej herbatki i przygotuję coś do jedzenia.
-Powinnam najpierw zadzwonić do mamy – odpowiedziałam z wahaniem i wyjęłam z
kieszeni telefon. Odblokowałam go i spojrzałam na niewielki ekranik. – O kurczę,
9 nieodebranych połączeń!
-Twoi rodzice na pewno się martwią, dzwoń!
Szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę i już po chwili usłyszałam zdenerwowany głos
mamy.
-Megan! Martwiliśmy się! Gdzie jesteś?!
-Przepraszam mamo! Byłam jeszcze nad jeziorem kiedy zaczęło lać i spotkałam
Kita, i pobiegliśmy do niego, tzn. do jego babci, bo jest bliżej i… -
wyrzucałam z siebie nieco nieskładnie.
-Kita…? – usłyszałam w słuchawce.
-Tak mamo, pamiętasz Kita? – zawahałam się.
-Oczywiście, że pamiętam! Czy możesz… - w tej właśnie chwili rozległ się
kolejny tak potężny, zagłuszający wszystko grzmot, że mimo iż byłam już
bezpieczna w pomieszczeniu, wzdrygnęłam się i przymknęłam powieki.
-Możesz powtórzyć, nic nie słyszałam?! – wykrzyknęłam do słuchawki, bo chwilowo
nie słyszałam sama siebie.
-Czy możesz dać mi do telefonu babcię Kita? – spojrzałam na starszą Panią i
odsuwając nieco telefon od ust powiedziałam, że mama chce z nią porozmawiać. Po
chwili Babcia wyciągnęła dłoń po komórkę.
-Oczywiście! A Wy biegiem się wysuszyć!
Posłusznie przekazałam telefon i już po
chwili podążałam za Kitem, który poprowadził mnie przez korytarz i skierował
się w stronę jakiegoś pokoju. Przekroczyłam próg, rozejrzałam się i już
wiedziałam, że to jego pokój. Chociaż nie mieszkał tu na co dzień, miał swój
własny kąt. Łóżko, biurko, na którym stał laptop, szafki, półki z książkami, na
ścianie wielki plakat, chyba z jakiegoś filmu, jednak nie rozpoznałam jakiego.
-Zaraz dam Ci jakiś ręcznik i koszulkę na przebranie – odezwał się Kit grzebiąc
w jednej z szafek. W końcu znalazł to czego szukał. – Tu obok jest łazienka –
wskazał ręką na prawo. – Łap! – w ostatniej chwili złapałam to co mi rzucił.
Biały ręcznik i jakiś T-shirt. Podreptałam powoli do łazienki, odwracając się
jeszcze na chwilę i trafiając wzrokiem na Kita, a raczej jego tors, w momencie,
kiedy chłopak jednym ruchem ściągnął przylegającą do jego ciała, mokrą
koszulkę. O mamusiu… Zaczerwieniłam się i szybko pomknęłam do łazienki,
zamykając za sobą drzwi. Z niemałą trudnością odkleiłam od siebie i zdjęłam
mokre ciuchy (o dziwo bielizna była praktycznie sucha!), po czym delikatnie
wytarłam ciało oraz włosy ręcznikiem i założyłam na siebie koszulkę Kita. Na
szczęście była na tyle duża, że ze spokojem zakrywała mój tyłek. Przejrzałam
się w lustrze. Szybko przeczesałam palcami poskręcane włosy i wyszłam z
łazienki. Praktycznie znów weszłabym w Kita, w porę jednak zauważyłam go
stojącego przed drzwiami i zatrzymałam się gwałtownie.
-Kit! Chcesz, żebym dostała zawału?
-Przepraszam – zreflektował się – chciałem tylko powiedzieć, że babcia wołała już
na ciepłą herbatę i jakieś jedzonko.
Weszliśmy do kuchni. Mój telefon leżał na stole obok talerza z makaronem i
szklanką gorącej herbaty obok.
-Twoja mama prosiła, żebyś została tu dziś na noc. W taką burzę nie będziecie
wracać do domu, nie puszczę Cię też w tej chwili do cioci, nie ma mowy!
-Oh.. – spojrzałam niepewnie najpierw na nią, po chwili na Kita – ja… ja nie
chciałabym przeszkadzać.
-No coś Ty! – Kit uśmiechnął się wesoło – nie będziesz przeszkadzać! –
przeniósł wzrok na babcię. – Prawda?
-Święta prawda! – starsza kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło. Podeszłam do
niej i przytuliłam ją.
-Dziękuję!
Usiedliśmy przy stole. W tym momencie ciepła herbata była najpyszniejszym
napojem świata! Nawinęłam na widelec makaron i wzięłam go do ust.
-Mmm, tego mi było trzeba! Pyszności! – Babcia, która poprosiła, żebym nazywała
ją Babcią była bardzo zadowolona. Jedliśmy i rozmawialiśmy. Krople deszczu
wciąż bębniły o szyby i ścigały się, która szybciej spłynie na sam dół.
Wspominaliśmy stare czasy i zaśmiewaliśmy się z różnych historii jakie się nam
wtedy przydarzyły.
-Albo jak musiałeś jeść trawę ze studni! – wszyscy mieliśmy już łzy w oczach ze
śmiechu – o czym Ty wtedy myślałeś? Hahaha.
Kit jakby na krótko trwającą chwilę spoważniał, zamyślił się i zaczerwienił.
Prawie niedostrzegalnie wymienił spojrzenia z Babcią.
-Ojejuuu, to już nie można sobie w niebo popatrzeć? – przewrócił oczami, po
czym widząc moją minę ponownie się roześmiał i dodał – wdech, wydech! Megan, bo
nam tu zaraz zejdziesz ze śmiechu!
Próbowałam się nieco uspokoić. Zajęło mi to dłuższą chwilę, w końcu jednak byłam
w stanie łapać powietrze.
Zrobiło się późno i Babcia postanowiła iść się położyć.
-Kit, możesz zanieść mi do pokoju szklankę wody?
-Jasne babciu! – chłopak zapełnił naczynie i wyszedł z kuchni. Babcia podeszła
do mnie, pocałowała mnie w czoło i przytuliła, po czym wyszeptała mi do ucha
-Nie bój się tego, powiedz mu. – Spojrzałam na nią pytająco. Przewróciła
oczami, co wydawało się zabawne u starszej już kobiety z siwymi włosami i
dziesiątkami zmarszczek. – Przecież widzę jak na siebie patrzycie. Jeśli on
jest na tyle głupi, że boi się z Tobą porozmawiać, Ty to zrób. Nawet nie wiesz
jak mu ciebie brakowało przez te wszystkie lata kiedy tu nie przyjeżdżaliście.
Wtedy jako dzieciak, przy studni… - Babcia zawiesiła głos, ponieważ do
pomieszczenia wszedł Kit. Podniosła na niego wzrok.
-No to dzieci, nie siedźcie zbyt długo. Ja jestem już strasznie zmęczone. Dobranoc.
– jakby na spotęgowanie tych słów ziewnęła i powoli skierowała się do swojego
pokoju pozostawiając mnie z niedokończoną rozmową, z gonitwą myśli,
niepewnością.
Przez chwilę staliśmy tak naprzeciwko siebie, nieco teraz skrępowani, patrząc
na siebie i nic nie mówiąc. Milczenie przerwał Kit.
-Przestało w końcu padać…
-Taak, zauważyłam.
-Może… może pójdziemy na chwilę nad jezioro?
-Teraz? Jest prawie północ…
-Wiem – chłopak się uśmiechnął – nikt przynajmniej nie będzie nam… nie będzie robił
hałasu. No choodź! – złapał mnie za rękę i pociągnął lekko do siebie.
Spojrzałam na ten jego piękny, zaraźliwy uśmiech.
-Okey! Chodźmy! Ale najpierw musze się ubrać! Może moje spodnie będą już suche.
Kit zmierzył mnie od góry do dołu i od dołu do góry.
-Jak dla mnie teraz jest idealnie! – zarumieniłam się i walnęłam go lekko w
ramię.
-Głupek!
Głupek wyszczerzył się do mnie mówiąc:
-Sprawdź czy spodnie są suche, w razie czego poszukamy Ci coś mojego. Ja wezmę
nam jakieś bluzy.
Przez chwilę zastanawiałam się czy nie skorzystać z możliwości pożyczenia
spodni od Kita, moje własne jednak okazały się praktycznie suche i po chwili
wahania wciągnęłam je na tyłek. Wciąż miałam jednak na sobie jego koszulkę
Niecałe 5 minut później kierowaliśmy się już w stronę jeziora. Było tak ciepło,
że bluzy nie były nam potrzebne. Księżyc oświetlał niebo, po burzy i deszczu
nie było prawie śladu, gdzieniegdzie widniały tylko niewielkie chmury. A na
ziemi oczywiście całkiem nie niewielkie kałuże. Szliśmy niespiesznie omijając i
przeskakując mokre przeszkody.
Dotarliśmy nad jezioro.
-Jak tu… cicho. I spokojnie – Spojrzałam
na Kita – i wspaniale!
-Ty jesteś wspaniała – powiedział to tak cicho, że myślałam, że coś źle
usłyszałam. Zdradzał go jednak jego nieśmiały uśmiech i niepewne spojrzenie. Ze
zdumienia rozchyliłam nieco usta, nie wiedziałam jednak co odpowiedzieć. Kit
złapał mnie za ręce.
-Brakowało mi Ciebie Megan. – puścił na moment jedną z moich dłoni i zasłonił swoje
oczy ręką, przetarł twarz. Wpatrywałam się w niego bez słowa. Po chwili znów
poczułam ciepły dotyk jego dłoni, a on mówił dalej.
-To takie dziwne. Przecież minęło tyle lat, byliśmy dziećmi! Byłaś kuzynką
mojego najlepszego Przyjaciela. Tymczasem przez te wszystkie lata, kiedy nie
przyjeżdżaliście… Tęskniłem Meg. – spojrzał mi głęboko w oczy, a ja wciąż
słuchałam uważnie. – Chodziłem nad jezioro i tak bardzo chciałem, żebyś była
obok. Patrzyłem na te wszystkie dzieciaki bawiące się na placu zabaw obok
jeziora i na mojej twarzy momentalnie gościł smutek. Widziałem tam Ciebie, nas.
Ale Ciebie nie było. Kolejny rok. I kolejny. Tak naprawdę długi czas nawet nie
zdawałem sobie sprawy co właściwie czuję. Byliśmy dziećmi… - powtórzył, po czym utkwił wzrok w swoich
nieco znoszonych już trampkach. – Dopiero całkiem niedawno… To Babcia pomogła
mi zrozumieć. I to ona zrobiła wszystko, żeby dowiedzieć się jeśli tu
przyjedziesz. Opowiedziałem jej wszystko. Łącznie z tym, że wtedy przy studni…
To było trochę dziwne… Po prostu, te odlatujące ptaki… I.. i wiedziałem, że
niedługo wracacie do domu.. i.. nie wiem, miałem jakieś takie przeczucie… A
potem.. Kolejne wakacje i Ciebie nie było. I… ten dzieciak.. Mijały lata i ja..
Brakowało mi Ciebie Megan. Całe czas. Tęskniłem. – Nawet nie wiem kiedy
znaleźliśmy się tak blisko siebie, dzieliły nas centymetry. Kit delikatnie
dotknął mojej twarzy. – Kocham Cię Meg… - przymknęłam oczy i poczułam jak po
moim policzku spływa łza. Jedna łza. Kit to zauważył i chyba się przestraszył.
-Przepraszam Meg, przepraszam! Nie powinienem nic mówić, powinienem się
zamknąć, kretyn ze mnie! Przepraszam, proszę nie płacz…
-Kit…? – szepnęłam
-Tak?
-Czy możesz przymknąć się teraz? – zapytałam z uśmiechem zbliżając się do niego
jeszcze bardziej.
-Co..? – nic nie rozumiał. Przysunęłam się więc jeszcze bliżej. Nasze czoła się
stykały. –Oh… - w końcu zrozumiał i
delikatnie musnął moje usta swoimi. Po chwili pocałunek stał się bardziej
czuły, namiętny. Wiedziałam, że muszę powiedzieć Kitowi co ja czułam przez cały
ten czas. Nie musiałam jednak robić tego teraz. Będzie ku temu jeszcze wiele
okazji. Już go nie zostawię… Kocham go, chociaż niełatwo było mi to zrozumieć.
-Nie zostawiaj mnie więcej Meg…
-Nigdy.
Nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku.
------------------------------------------------------------------------------------
Chyba wyszło dość.. przesłodzenie...:P Mam nadzieję, że mimo wszystko komuś się spodoba.
Już jakiś czas zastanawiam się nad pisaniem opowiadania. Prolog mam praktycznie gotowy. Z imaginami jednak jest ten plus, że zaczynam i kończę. Możecie przeczytać jeden nie wracając do poprzednich, bo się nie łączą, macie osobną historię. W opowiadaniu kolejne rozdziały.. Wiem, że czasem trafiając na bloga, gdzie już ileś tam rozdziałów jest, nie chce się tego czytać. A z drugiej strony, jak już się czyta, czeka się na kolejne rozdziały, najlepiej jak najszybciej. Tymczasem z moim czasem na pisanie ostatnio różnie bywa. Mam dość dużo na głowie. W związku z tym nie wiem czy zaczynać to opowiadanie czy jednak darować je sobie... Może Wy pomożecie mi podjąć decyzję? :)
I naprawdę, naprawdę liczę na Wasze komentarze! <3
xxx
czwartek, 29 sierpnia 2013
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
05. Megan cz.1.
Cześć! Postanowiłam ten imagin podzielić na dwie części, bo chyba ostatecznie wyjdzie dość długi i bałam się, że nie będzie Wam się chciało czytać;) Druga część najprawdopodobniej jutro.
Poza tym, jak zwykle - będę bardzo wdzięczna za wszelkie komentarze! Dajcie mi jaką motywację, okey? ;)
Poza tym, jak zwykle - będę bardzo wdzięczna za wszelkie komentarze! Dajcie mi jaką motywację, okey? ;)
Z dedykacją dla Magdy! xx
_____________________________________________________________________
-(…) Meg… Megan!
-Przepraszam, co mówiłaś? – głośny głos mamy wyrwał mnie w końcu z zamyślenia.
-Czy możesz podać mi ręcznik?
-Tak, jasne – sięgnęłam po leżący na szafce biały ręcznik z delikatną czerwoną kratką i podałam go rodzicielce– Proszę.
Postanowiłam wyjść z domu trochę przewietrzyć umysł. Sięgnęłam po swoją ulubioną dżinsową kurtkę przerzuconą przez krzesło w kuchni i oznajmiając, że na chwilę wychodzę, ruszyłam szybkim krokiem w stronę drzwi. Była prawie połowa sierpnia, lecz w ostatnich dniach troszkę się ochłodziło. Właśnie, była już prawie połowa sierpnia, moje myśli natrętnie wracały wciąż do tego samego. W sumie zabawne, ale powtarzało się to od kilku lat. Po tak długim czasie..niczego. Moje myśli wracały do dzieciństwa. Jakieś 10 lat wstecz. Jasne, zdarzało mi się myśleć o tym wszystkim o innych porach roku, ale im bliżej było połowy sierpnia, tym było to wszystko intensywniejsze. Od co najmniej kilku lat, po paru latach przerwy, zawsze 15 sierpnia jeździliśmy do cioci. Nie, nie to, żebyśmy widywali się z nią tylko raz w roku, były różne okazje, ale do niej jeździliśmy zawsze w tym terminie, wtedy kiedy miała imieniny. Ciocia mieszkała w pobliżu jeziora. Kiedy byłam mała, zawsze zostawałam u niej kilka dni na wakacjach. I tak przez kilka lat. Później jakoś się to urwało. Ale te kilka lat.. Kiedy byłam tam ostatni raz na dłużej niż parę godzin, miałam maksymalnie 10 lat. Zawsze był tam też mój ulubiony wówczas kuzyn. Mieliśmy ze sobą naprawdę dobry kontakt. Bawiliśmy się razem, oglądaliśmy bajki, graliśmy w różne gry i oczywiście chodziliśmy nad jezioro. Nigdy się razem nie nudziliśmy! Był ode mnie dwa lata starszy, jednak zawsze świetnie się dogadywaliśmy. Podobnie było z jego najlepszym przyjacielem – Kitem, który również każdego dnia nam towarzyszył. Wysoki, szczupły, włosy zdecydowanie ciemniejsze od moich, z nieco przydługawą grzywką. Przynajmniej tak go zapamiętałam. Po tych ostatnich wakacjach u cioci, jakoś się to wszystko trochę.. rozeszło. Nie miałam kontaktu z Kitem, z kuzynem również widywałam się rzadziej. I tak żyliśmy każde sobie, nie widząc się przez dobrych kilka lat. I nagle znów zaczęliśmy odwiedzać ciocię, zawsze dokładnie 15 sierpnia. I już za pierwszym razem jakieś 4 lata temu, jadąc z rodzicami i rodzeństwem samochodem, uciekając jak zwykle myślami zupełnie gdzieś indziej, przyłapałam się na tym, że myślę o Kicie. Zaskoczyło mnie to mocno. No bo, skąd mi się to wzięło, dlaczego? Moje myśli wędrowały nie tyle do kuzyna, z którym rozluźniony kontakt przecież naprawdę mnie smucił, lecz do tego wysokiego, wesołego, nieco nieśmiałego chłopaka, którego tak polubiłam jako dzieciak. Miałam jakąś cichą nadzieję, że przypadkiem, kiedy pójdziemy nad jezioro, spotkam go gdzieś, że będzie mnie pamiętał, że ucieszy się na mój widok, powspominamy czasy dzieciństwa, będziemy mieli okazję porozmawiać. Z drugiej strony pojawiały się zawsze myśli, że przecież ludzie się zmieniają, może Kit już nie jest tym samym Kitem. Może nawet nie będzie chciał mnie już znać. Mimo tego, chciałam się o tym przekonać. Tego dnia nie spotkałam jednak Kita. Ale w sumie czemu miałabym spotkać. Nie było mojego kuzyna, a to przecież do niego zawsze przychodził Kit.
Mimo, że uważam, że dzięki temu moje dzieciństwo było dużo lepsze i szczęśliwsze, z czasem, szczególnie w tym sierpniowym okresie, coraz bardziej żałowałam, że te 10 lat temu nie były tak popularne komputery, a co dopiero Internet, nie było tego jeszcze w każdym domu, że nie mogliśmy mieć tak łatwego kontaktu ze sobą jak teraz. Maile, wszelkie profile społecznościowe. Albo chociaż komórka. Któregoś roku nawet próbowałam odnaleźć Kita na facebooku, jednak, prawda była taka, że nawet nie znałam jego nazwiska. Kit to był po prostu.. Kit. Co mnie jako kilkuletnią dziewczynkę obchodziło jak się nazywa? A przecież nie zapytam teraz nagle kuzyna „Cześć, powiedz mi, jak się nazywa Kit?”, skoro od lat prawie ze sobą nie rozmawialiśmy.
Zaczęło się robić coraz chłodniej, opatulając się więc mocniej kurtką postanowiłam wrócić do domu. I przestać tyle myśleć, to przecież bez sensu. Chociaż tak naprawdę, powtarzałam to sobie co rok.
W tym roku 15 sierpnia przypadał w czwartek. Koło południa
rodzice i ja wpakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Czekała nas ponad
godzina jazdy. Chyba odrobinę przysnęłam, obudził mnie głos taty informujący, że
jesteśmy na miejscu. Nieco zdezorientowana przetarłam ręką wciąż jeszcze
zaspane oczy i wygramoliłam się z samochodu. Ciocia jak zwykle ogromnie
ucieszyła się na nasz widok. Tak jakby się tego nie spodziewała. Po tej
kilkuletniej przerwie w odwiedzinach chyba pozostało w niej coś takiego, jakieś
przekonanie, że to wcale nie jest pewne że będziemy. Nawet jeśli umawiały się z
mamą przez telefon. Słyszałam jak rozmawiały o tym raz. Albo może osiem.
Jednak jak na kogoś, kto tak do końca nie spodziewa się wizyty gości, jak zwykle ciocia jest świetnie przygotowana. Zaczęłam się zastanawiać czy może przez ten czas kiedy nie przyjeżdżaliśmy, również czekała na nas z kilkoma rodzajami ciast, lodami, kawą i herbatą. Zrobiło mi się odrobinę przykro. I głupio. Próbowałam dojść do tego, dlaczego w sumie na kilka lat zawieszona została ta nasza tradycja 15 sierpnia i nie miałam pojęcia co takiego się działo, co nam w tym przeszkadzało. Po chwili porzuciłam swoje myśli, bo na moim talerzu wylądował ogromny kawałek tortu! A w sumie to ogromny KAWAŁ tortu!
-Naprawdę chcecie, żebym to zjadła? Chyba pęknę! – uśmiechnęłam się do cioci.
-Ale Ty przecież jesteś taka chuda, musisz jeść!
Ahh, kochana ciocia. Zabrałam się za pałaszowanie tortu. Naprawdę, myślałam, że jeśli zjem do końca, to zaraz go również zwrócę.
-Ojejku, naprawdę zaraz pęknę! – pomasowałam się po pełnym brzuchu, na co rodzinka się roześmiała. – wiecie co, chyba się przejdę nad jezioro – spojrzałam z uwielbieniem na ciasta znajdujące się na stole – ten sernik wygląda naprawdę pysznie, muszę zrobić sobie na niego miejsce! Mały spacerek zdecydowanie dobrze mi zrobi! - Powoli podniosłam się z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia. O tak, tradycyjny spacer nad jezioro. Zazwyczaj wprawdzie chodziłam tam z siostrami, dziś wyjątkowo żadna z nich nie mogła przyjechać. Poszłam więc sama. Po wyjściu z domu przystanęłam na chwilę i przymknęłam oczy, przechylając głowę nieco do tyłu i wystawiając twarz na słońce, które tak pięknie dziś grzało. Całą drogę nad jezioro mogłabym przejść z zamkniętymi oczami. Tyle razy tędy szłam! Otworzyłam jednak oczy i ruszyłam powoli przed siebie. I jak zwykle, idąc tą drogą, mijając budynki, drzewa, wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. Przechodziłam właśnie koło miejsca gdzie kiedyś była studnia. Od dawna już nieczynna. Jednak była dobrym miejscem do przesiadywania.
*** Okey, decydująca runda! Pamiętajcie, że kto przegra, będzie musiał przerzuć trawę na tej studni, wydając przy tym dźwięki jak krówka! – czwórka dzieciaków siedziała wokół starej studni i grała w karty. Tymi dzieciakami byliśmy my: jedna z moich sióstr, mój kuzyn, Kit i ja. Ostatnie rozdanie, narastające napięcie. Przy każdej karcie w skupieniu patrzyliśmy na siebie, żeby w odpowiedniej chwili rzucić karty na stół. No dobra, na studnię. Nagle Kit zapatrzył się w niebo, na przelatujące ptaki. W tym czasie bach! Karty rzucone. Raz, dwa, trzy! Kit w końcu zaszczycił nas swoim spojrzeniem. Zdumiony odkrył, że nikt nie ma już swoich kart, podczas gdy on trzymał swoje w ręce.
-Hahaha, Kiiit! O czym żeś myślał w takim momencie? – zapytaliśmy go rozbawieni.
-Proszę, oto Twój obiad! – kuzyn nie mogąc przestać się śmiać podał przyjacielowi garść trawy.
-Nie no, co Wy, serio? – Kit zrobił krzywą minę.
-Umowa to umowa, trzeba było nie trzymać głowy w chmurach!
Po chwili chłopak w pozycji „na czterech łapach” trzymał w ustach trawę, a my pękaliśmy ze śmiechu.
***Jednak jak na kogoś, kto tak do końca nie spodziewa się wizyty gości, jak zwykle ciocia jest świetnie przygotowana. Zaczęłam się zastanawiać czy może przez ten czas kiedy nie przyjeżdżaliśmy, również czekała na nas z kilkoma rodzajami ciast, lodami, kawą i herbatą. Zrobiło mi się odrobinę przykro. I głupio. Próbowałam dojść do tego, dlaczego w sumie na kilka lat zawieszona została ta nasza tradycja 15 sierpnia i nie miałam pojęcia co takiego się działo, co nam w tym przeszkadzało. Po chwili porzuciłam swoje myśli, bo na moim talerzu wylądował ogromny kawałek tortu! A w sumie to ogromny KAWAŁ tortu!
-Naprawdę chcecie, żebym to zjadła? Chyba pęknę! – uśmiechnęłam się do cioci.
-Ale Ty przecież jesteś taka chuda, musisz jeść!
Ahh, kochana ciocia. Zabrałam się za pałaszowanie tortu. Naprawdę, myślałam, że jeśli zjem do końca, to zaraz go również zwrócę.
-Ojejku, naprawdę zaraz pęknę! – pomasowałam się po pełnym brzuchu, na co rodzinka się roześmiała. – wiecie co, chyba się przejdę nad jezioro – spojrzałam z uwielbieniem na ciasta znajdujące się na stole – ten sernik wygląda naprawdę pysznie, muszę zrobić sobie na niego miejsce! Mały spacerek zdecydowanie dobrze mi zrobi! - Powoli podniosłam się z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia. O tak, tradycyjny spacer nad jezioro. Zazwyczaj wprawdzie chodziłam tam z siostrami, dziś wyjątkowo żadna z nich nie mogła przyjechać. Poszłam więc sama. Po wyjściu z domu przystanęłam na chwilę i przymknęłam oczy, przechylając głowę nieco do tyłu i wystawiając twarz na słońce, które tak pięknie dziś grzało. Całą drogę nad jezioro mogłabym przejść z zamkniętymi oczami. Tyle razy tędy szłam! Otworzyłam jednak oczy i ruszyłam powoli przed siebie. I jak zwykle, idąc tą drogą, mijając budynki, drzewa, wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. Przechodziłam właśnie koło miejsca gdzie kiedyś była studnia. Od dawna już nieczynna. Jednak była dobrym miejscem do przesiadywania.
*** Okey, decydująca runda! Pamiętajcie, że kto przegra, będzie musiał przerzuć trawę na tej studni, wydając przy tym dźwięki jak krówka! – czwórka dzieciaków siedziała wokół starej studni i grała w karty. Tymi dzieciakami byliśmy my: jedna z moich sióstr, mój kuzyn, Kit i ja. Ostatnie rozdanie, narastające napięcie. Przy każdej karcie w skupieniu patrzyliśmy na siebie, żeby w odpowiedniej chwili rzucić karty na stół. No dobra, na studnię. Nagle Kit zapatrzył się w niebo, na przelatujące ptaki. W tym czasie bach! Karty rzucone. Raz, dwa, trzy! Kit w końcu zaszczycił nas swoim spojrzeniem. Zdumiony odkrył, że nikt nie ma już swoich kart, podczas gdy on trzymał swoje w ręce.
-Hahaha, Kiiit! O czym żeś myślał w takim momencie? – zapytaliśmy go rozbawieni.
-Proszę, oto Twój obiad! – kuzyn nie mogąc przestać się śmiać podał przyjacielowi garść trawy.
-Nie no, co Wy, serio? – Kit zrobił krzywą minę.
-Umowa to umowa, trzeba było nie trzymać głowy w chmurach!
Po chwili chłopak w pozycji „na czterech łapach” trzymał w ustach trawę, a my pękaliśmy ze śmiechu.
Uśmiechnęłam się na te wspomnienia. To były naprawdę fajne czasy.
W końcu dotarłam nad jezioro. Trochę się tu pozmieniało w przeciągu ostatnich lat. Trzeba przyznać, że ktoś się postarał, wszystko pięknie odnowione. Tylko ludzi coraz mniej. Weszłam na pomost, dotarłam na sam jego koniec. Przyglądałam się taplającym się w wodzie dzieciakom i oczyma wyobraźni widziałam tam nas. Przed kilkoma laty. Kit, który dumny z siebie przyniósł dla nas ponton. Tylko kto go nadmucha? No jak to kto? Przecież nie dziewczyny. Ty go przyniosłeś! No weeź, prooszę? – Ugh, no dobra!
Siedzenie na plaży, na pomoście, chlapanie się wodą, a później zmarznięci, owinięci ręcznikami, wracający powoli do domu, bo robi się coraz później. Wracający tak niechętnie, bo przecież tak dobrze się bawiliśmy! I spacery. Po rynku, do sklepu, na lody, mmm, jakie tu niedaleko były pyszne lody włoskie! Wciąż pamiętałam ich smak!
W końcu postanowiłam powoli ruszyć do domu cioci. Nie było mnie już chyba ponad godzinę, poza tym, zrobiło się jakoś dziwnie ciemno, zerwał się wiatr i zanosiło się na deszcz, a może nawet burzę. Przyznaję, że raczej nie lubiłam burzy. Nie kiedy byłam na zewnątrz. Przerażała mnie. Ruszyłam powoli pomostem, kiedy poczułam pierwszą kroplę deszczu uderzającą mnie w ramię. Po niej kolejną i kolejną. Kap, kap, kap. Przyspieszyłam kroku. Kiedy zeszłam już z pomostu i wkroczyłam na chodnik obok plaży, wciąż nie zwalniając podniosłam głowę, zauważając, że niebo zrobiło się niemal czarne. Nagle wpadłam na coś twardego. Ups, chyba jednak nie na coś, a na kogoś. Zachwiałam się, jednak przytrzymując się nieco owego osobnika, udało mi się utrzymać w pozycji pionowej.
-Przepraszam… - wybąkałam odsuwając się odrobinę.
c.d.n.
niedziela, 18 sierpnia 2013
Liebster Awards
Na początku chciałam napisać, że kolejny imagin już wkrótce, niestety nie udało mi się skończyć pisać zanim wybyłam na kilka dni z domu, ale już jestem, więc mam nadzieję, że jutro uda mi się dokończyć :)
Poza tym, dziękuję za, już teraz ponad 1250 wyświetleń! :)
A teraz.. W ostatnim czasie zostałam aż 3 razy nominowana do Liebster Awards. Naprawdę bardzo mi miło! Dziękuję Wam bardzo! ;*
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ''dobrze wykonaną robotę''. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała.. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
Ogromnie dziękuję wszystkim trzem blogom za nominacje! (i od razu odpowiadam na pytania:)) Kolejno:
http://crazy-life-with-one-d.blogspot.com :*
1. Jak masz na imię?
To samo:P
3. W jakim województwie mieszkasz?
Bezmięsne:P
9. Wymienisz swoich idoli?
Również już pisałam, chociaż to naprawdę tylko mała część!
Te z pozoru niewielkie, które dla innych prawdopodobnie nie miałyby znaczenia, a mnie prawie doprowadziły do płaczu:) Ostatnio dostałam wyjątkowy dla mnie kubeczek, ze specjalnym nadrukiem:)
Poza tym, dziękuję za, już teraz ponad 1250 wyświetleń! :)
A teraz.. W ostatnim czasie zostałam aż 3 razy nominowana do Liebster Awards. Naprawdę bardzo mi miło! Dziękuję Wam bardzo! ;*
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ''dobrze wykonaną robotę''. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała.. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
Ogromnie dziękuję wszystkim trzem blogom za nominacje! (i od razu odpowiadam na pytania:)) Kolejno:
http://crazy-life-with-one-d.blogspot.com :*
1. Lubisz pisać swoje opowiadanie?
Tak :) Wprawdzie to nie tyle opowiadanie, co imaginy (ostatnio zastanawiam się też nad rozpoczęciem opowiadania..), ale sprawia mi to dość dużą frajdę.
2. Wolisz czytać książki, czy fan fiction? Dlaczego?
Uwielbiam i jedno i drugie! Zawsze lubiłam czytać książki, a ff ostatnio coraz więcej i coraz lepszych i naprawdę świetnie się je czyta, poza tym, nie ukrywajmy, najczęściej czytamy te gdzie bohaterami są różni nasi ulubieńcy z zespołów itd., a to jest dodatkowym plusem;);) I dziewczyny (chyba nie czytałam jeszcze niczego pisanego przez chłopaka) mają naprawdę często ogromny talent do pisania!
Uwielbiam i jedno i drugie! Zawsze lubiłam czytać książki, a ff ostatnio coraz więcej i coraz lepszych i naprawdę świetnie się je czyta, poza tym, nie ukrywajmy, najczęściej czytamy te gdzie bohaterami są różni nasi ulubieńcy z zespołów itd., a to jest dodatkowym plusem;);) I dziewczyny (chyba nie czytałam jeszcze niczego pisanego przez chłopaka) mają naprawdę często ogromny talent do pisania!
3. Jakie jest twoje największe marzenie?
Wiele moich marzeń łączy się z koncertami ulubionych zespołów/artystów, jedno z największych ma możliwość spełnienia się niedługo, nie chcę więc zapeszać pisząc o tym;)
4. Czy twój idol obserwuje Cię na Twitter'ze? (Oczywiście, jeżeli masz Twitter'a)
Większość niestety nie, ale obserwuje mnie Kieran Lemon:):)
Większość niestety nie, ale obserwuje mnie Kieran Lemon:):)
5. Jesteś od czegoś uzależniona? Jeżeli tak, to od czego.
Zdecydowanie od muzyki i koncertów!
Zdecydowanie od muzyki i koncertów!
6. Jak mijają Ci wakacje?
Nie do końca mogę to nazwać wakacjami:P Pracowicie;)
Nie do końca mogę to nazwać wakacjami:P Pracowicie;)
7. Ile masz lat?
18 już jakiś czas skończone:P
18 już jakiś czas skończone:P
8. Co skłoniło Cię do pisania bloga?
Zawsze lubiłam pisać, poza tym, dużo się w mojej głowie dzieje;) Przyznaję, że kiedy piszę, wywołuje to u mnie często uśmiech i zawsze mam nadzieję, ze może u kogoś jeszcze, kto jakimś cudem trafi na tego bloga i to przeczyta, również ten uśmiech się pojawi :)
Zawsze lubiłam pisać, poza tym, dużo się w mojej głowie dzieje;) Przyznaję, że kiedy piszę, wywołuje to u mnie często uśmiech i zawsze mam nadzieję, ze może u kogoś jeszcze, kto jakimś cudem trafi na tego bloga i to przeczyta, również ten uśmiech się pojawi :)
9. Ulubiony artysta/zespół?
Jest ich naprawdę wiele! Simple Plan, John Mayer, Emblem3, Michael Buble, ROOM 94, James Morrison to tylko mała część tego co uwielbiam! Ale nie chcę się za bardzo rozpisywać;)
Jest ich naprawdę wiele! Simple Plan, John Mayer, Emblem3, Michael Buble, ROOM 94, James Morrison to tylko mała część tego co uwielbiam! Ale nie chcę się za bardzo rozpisywać;)
10. Wybierasz się na This Is Us?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Jakoś szczególnie tego nie planowałam, ale w sumie może się to jeszcze zmieni:D
11. Masz hobby? Jeśli tak, to jakie.
Czytanie, pisanie, rysowanie! Koncerty!
1. Jak masz na imię ?
Część osób może to zdziwić, ale - Daria
2. Ile masz lat ?
Patrz gdzieś tam wyżej:P
3. Czy piszesz jeszcze jakiś blog ?
Nie, ale zastanawiam się nad stworzeniem jeszcze jednego, tym razem z opowiadaniem (prolog mam już zapisany na komputerze:P)
4. Ulubiony zespół / wokalista ?
Również patrz wyżej;)
5. Za co ich / go / ją kochasz ? :D
Za to, że tak wiele dla mnie robią! Pomagają kiedy jest źle, sprawiają, ze jest jeszcze lepiej kiedy jest dobrze, często poprawiają humor, są zawsze kiedy ich potrzebuję, dają cholernie dużo szczęścia i radości, kiedy mam możliwość wybrać się na koncert:)
Za to, że tak wiele dla mnie robią! Pomagają kiedy jest źle, sprawiają, ze jest jeszcze lepiej kiedy jest dobrze, często poprawiają humor, są zawsze kiedy ich potrzebuję, dają cholernie dużo szczęścia i radości, kiedy mam możliwość wybrać się na koncert:)
6. Twój ulubiony cover ?
Ojejku, szczerze mówiąc, trudno wymienić mi jakiś konkretny ulubiony cover, ale ostatnio lubię bardzo słuchać Jamesa Arthura i jego wykonanie Impossible, a poza tym, tego Pana: Janick - zdolny gówniarz! ;D
Ojejku, szczerze mówiąc, trudno wymienić mi jakiś konkretny ulubiony cover, ale ostatnio lubię bardzo słuchać Jamesa Arthura i jego wykonanie Impossible, a poza tym, tego Pana: Janick - zdolny gówniarz! ;D
7. Ulubiona piosenka ?
Zależy od dnia i humoru ;) A że moje imaginy głównie o R94 (no dobra, na razie tylko o nich), to może napiszę tylko, że ostatnio nałogowo słucham The Morning After i kocham Puzzle Piece :) (kto by pomyślał po mojej nazwie tu;))
8. Lubisz Room 94 ?
Kocham!:D
Kocham!:D
9. Co sądzisz o The Vamps ?
Szczerze mówiąc, nie znam, ale może się niedługo zapoznam:D
Szczerze mówiąc, nie znam, ale może się niedługo zapoznam:D
10. Masz konto na tt ?
Tak
Tak
11. Ile osób obserwuje cię na tt ? ( o ile go masz ) :)
W sumie niewiele, 61 chyba
http://1d-in-my-imagination.blogspot.com :* (część pytań się powtarza, więc odsyłam po prostu do tego co już napisałam gdzieś tam wyżej:))
1. Jak masz na imię?
Patrz wyżej;)
2. Ulubiona piosenka?To samo:P
3. W jakim województwie mieszkasz?
WLKP
4. Masz konto na Twitterze?
Tak
5. Masz w domu jakieś zwierzę?
Tak - psiaki:D
6. Jakie jest twoje największe marzenie?
Znów wyżej;)
7. Lubisz czytać książki?
Uwielbiam!
8. Twoje ulubione jedzenie?Bezmięsne:P
9. Wymienisz swoich idoli?
Również już pisałam, chociaż to naprawdę tylko mała część!
A poza tym, moim nie muzycznym idolem największym piłkarskim jest Philipp Lahm :)
10. Od jak dawna interesujesz się pisaniem?
Hmm, jakieś 5 lat? tzn. kiedyś próbowałam pisać już opowiadania, żadnego nie skończyłam (...) później na długi czas przerwałam i teraz znów do tego wróciłam.
11. Najlepszy prezent jaki kiedykolwiej dostałeś/łaś?Te z pozoru niewielkie, które dla innych prawdopodobnie nie miałyby znaczenia, a mnie prawie doprowadziły do płaczu:) Ostatnio dostałam wyjątkowy dla mnie kubeczek, ze specjalnym nadrukiem:)
Jeszcze raz dziękuję baaaardzo Wam wszystkim za nominacje! xxx
I teraz moje nominacje:
I pytania do Was:
1. Czy piszesz jeszcze jakieś opowiadanie oprócz tego? (jeśli tak, proszę o adres)
2. Na jakich koncertach miałaś okazję być?
3. Ulubione zespoły/artyści?
4. Czytasz dużo książek w ciągu roku?
5. Na czyim koncercie chciałabyś być najbardziej na świecie?
6. Czy znasz zespół Emblem3 i jeśli tak, co o nich sądzisz?
7. Twoje marzenie?
8. Od czego jesteś uzależniona, jeśli w ogóle od czegoś jesteś?
9. Jak ważni są dla Ciebie Twoi idole, co dla Ciebie zrobili, co im zawdzięczasz?
10. Jakie jest Twoje hobby?
11. Czy mam zacząć dodatkowo pisać opowiadanie?:P:P
Już wkrótce kolejny imagin i już teraz serdecznie zapraszam Was do czytania!:D
xxx
sobota, 10 sierpnia 2013
04. Kit
W końcu jest kolejny imagin! Z góry przepraszam, bo jakoś w mojej głowie brzmiało to chyba wszystko nieco lepiej..
W każdym razie, imagin z dedykacją dla Weroniki! Autorki tego oto bloga: http://likeanavenger.blogspot.com/ Według mnie mega zdolniacha! Zapraszam Was więc do czytania jej opowiadania! :)
Poza tym, naprawdę liczę na Wasze komentarze, które z pewnością zmotywują mnie do nieco szybszego dodania kolejnych moich wypocin ;)
A jeśli ktoś chce żebym dawała mu znać o kolejnych imaginach, zapraszam do zakładki "Powiadomienia" :)
A teraz, już nie przedłużając...
Miłego czytania!
xx
--------------------------------------------------------------------------------------------------
W każdym razie, imagin z dedykacją dla Weroniki! Autorki tego oto bloga: http://likeanavenger.blogspot.com/ Według mnie mega zdolniacha! Zapraszam Was więc do czytania jej opowiadania! :)
Poza tym, naprawdę liczę na Wasze komentarze, które z pewnością zmotywują mnie do nieco szybszego dodania kolejnych moich wypocin ;)
A jeśli ktoś chce żebym dawała mu znać o kolejnych imaginach, zapraszam do zakładki "Powiadomienia" :)
A teraz, już nie przedłużając...
Miłego czytania!
xx
--------------------------------------------------------------------------------------------------
3 godziny w autobusie minęły całkiem szybko. W sumie nie ma
się co dziwić, skoro połowę drogi przespałam. Pobudka o 6:00 poprzedzona
znikomą ilością snu w nocy zrobiła swoje. Ledwo wyruszyliśmy, rozplątałam
słuchawki, co jak zwykle zajęło mi dłuższą chwilę, włączyłam muzykę i
odpłynęłam. Na wszelki wypadek ustawiłam sobie jeszcze budzik w telefonie. Na
całe szczęście, inaczej prawdopodobnie ominęłabym swój przystanek. Budzik
zadzwonił kilka minut przed postojem autobusu, zdążyłam więc nieco dojść do
siebie i po chwili powlokłam się powoli za dość dużą grupą ludzi na zewnątrz.
Ponoć z dworca miałam od razu zauważyć miejsce do którego zmierzałam. Wielka
hala w której miał się odbyć koncert. No cóż, nie widziałam nic oprócz budynku
dworca, kilku jeszcze autobusów i masy ludzi. Rozejrzałam się raz jeszcze i
postanowiłam podążyć za dziewczynami,
które, byłam tego pewna, wybierały się dokładnie tam gdzie ja. Ich ubiór, a
dokładniej zespołowe koszulki, mówiły wszystko. Wyglądało wprawdzie na to, że
żadna z nas nie jest pewna czy dobrze idziemy, jednak po przejściu kilkunastu
metrów nasze wątpliwości zostały rozwiane, gdyż naszym oczom ukazała się hala.
Byłam coraz bardziej podekscytowana. Bilet na ten koncert kupiłam już pół roku
wcześniej! Na miejsce dotarłam około godziny 11:00, mimo, że całość miała
rozpocząć się o 19:00, a do środka mieli zacząć nas wpuszczać godzinę
wcześniej. Co oznaczało jakieś 7 godzin oczekiwania na moment wejścia. Pierwszy
raz, a muszę przyznać, że bywałam już na bardzo wielu koncertach, zjawiłam się
na miejscu aż tak wcześnie! Okazało się, że było już tam sporo ludzi. Wszyscy
stali lub siedzieli w kulturalnej kolejce. Bez przepychanek, spokojnie, w
miłej, można powiedzieć rodzinnej atmosferze. Stanęłam za ostatnią osobą, a już
po chwili dołączyli do nas kolejni wielbiciele zespołu na który wszyscy tak
bardzo czekali. Czas szybko leciał, wypełniany rozmowami z „sąsiadami”,
śmiechem, śpiewem, żartami. Słońce ogrzewało nas swoimi wyjątkowo ciepłymi
promieniami. W sumie można powiedzieć, że powoli zaczynaliśmy się topić, jednak
znosiliśmy to, wiedząc, że już niedługo spełni się nasze marzenie. W końcu coraz bardziej nerwowo zaczęłam spoglądać
na zegarek. Za każdym razem okazywało się, że wcale nie minęło upragnione pół
godziny lecz góra 3 minuty. Jednak z każdą tą minutą byłam coraz bardziej
podekscytowana. W końcu zapanowało jakieś większe poruszenie. Tak! Zaczęto sprawdzać
bilety i wpuszczać ludzi do środka. Wprawdzie z kulturalnej kolejki staliśmy
się nagle wszyscy jakąś jedną wielką masą i trzeba było bardzo uważać żeby
trafić stopą w stopień i przenieść za nią resztę ciała, a nie sturlać się na
dół, co nie było wcale takie łatwe. Okey, może jeszcze trudniej byłoby się
sturlać na dół w tym tłumie, ale z pewnością, można by być rozdeptanym. Na
szczęście cała i zdrowa dotarłam w końcu na górę, gdzie musiałam przejść przez
prowizoryczną bramkę i dać się obmacać jakiejś młodej, średniego wzrostu
blondynce czy oby nie mam jakiegoś noża albo po prostu wafelka czy butelki z
piciem… Na szczęście szło to całkiem sprawnie i już po chwili sterczałam przed
stolikiem, gdzie dwóch Panów po sprawdzeniu mojego biletu i pobazgraniu go
czarnym markerem, zapięło na moim przegubie coś w stylu opaski, która mówiła,
że moje miejsce jest na płycie. Tak, niestety nie miałam biletu na Golden
Circle, miałam być nieco bardziej oddalona od zespołu. No cóż, nie można mieć wszystkiego,
najważniejsze było, że byłam tu! Minuty dzieliły mnie od koncertu! Chwilę później,
po ostatnim już sprawdzeniu biletu, którym w tym momencie była już tylko opaska
na moim nadgarstku, wkroczyłam na płytę i dotarłam jak najbliżej barierek się
dało. Niestety nie mogłam się do nich przykleić, bo część osób zdążyła mnie już
uprzedzić. Stanęłam za nimi. Obróciłam się wokół własnej osi. Hala była
naprawdę duża! I wszyscy ci ludzie, którzy wciąż wchodzili i wchodzili kochali
ten sam zespół. Uśmiechnęłam się szeroko sama do siebie, obdarzając tym uśmiechem
przy okazji wszystkich dookoła. Często kiedy idziesz ulicą i tak po prostu
uśmiechniesz się do kogoś, spotykasz się z tym że patrzą na Ciebie jak na
głupka. Tu było inaczej. Usta każdego rozszerzone były w uśmiechu. Byliśmy
trochę jak jedna rodzina. Naprawdę duża rodzina! I bardzo zróżnicowana. Ale to
nie miało znaczenia.
Na płycie robiło się coraz ciaśniej. A tym samym było coraz bliżej godziny 19:00. W końcu się zaczęło! Najpierw support, którego występ mógłby trwać i trwać! Byłam fanką nie tylko gwiazdy dzisiejszego wieczoru, ale także poprzedzającego ich zespołu All Time Low. Chłopcy dali czadu! Tłum szalał, skakał, bawił się. Było idealnie! Po mniej więcej 30 minutach zespół zszedł ze sceny, na której zaczęto ogarniać wszystko przed głównym występem. Już po chwili zaczęło się istne szaleństwo! To naprawdę oni! Zaczęli! Grają! O mamusiu! Cześć Green Day! Jeżeli to możliwe, mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Śpiewaj, skacz, tak! Cholera, koleżanko, musiałaś aż tak bardzo urosnąć?! Nic nie widzę. Ty też, niby taki dzieciak, a co najmniej pół głowy wyższy ode mnie! W mojej głowie padło co najmniej kilka przekleństw skierowanych w stronę ludzi stojących przede mną. Trudno, pogodziłam się z tym, że niewiele będę widzieć. Ale.. Jejku, dziewczyno, weź zwiąż te włosy, bo zaraz ci je zupełnie przypadkowo powyrywam!
Było gorąco! Już po chwili wszyscy byliśmy totalnie mokrzy, jakby spadł na nas całkiem pokaźny deszcz. Spoceni. Ubrania kleiły się do ciał. Rozpuszczone włosy dziewczyn kleiły się do rąk. Ręka która dotknęła rękę sąsiada momentalnie ześlizgiwała się niżej. Mokro! Włosy lepiły się do czoła, pot spływał po twarzy, po rękach, po nogach. Tłum ludzi. Jak jedna masa. Krok w tył, krok w przód? Nie kiedy sama tego chcesz. Poruszasz się razem z tłumem. W pewnym momencie zobaczyłam obok siebie chłopaka. No tak, w sumie widziałam wokół siebie wielu chłopaków i równie dużo dziewczyn. Jednak to na NIEGO zwróciłam szczególną uwagę. Mój wzrok sam powracał w jego stronę. Wysoki. Ciemne włosy. Całkiem dobrze zbudowany. Ubrany w białą koszulkę bez rękawów, dzięki czemu mogłam podziwiać jego muskularne ramiona. Ciemne, chyba czarne spodenki mniej więcej do kolan. Na nogach trampki. I ten wzrok. Ten uśmiech. Cudowny uśmiech. Miałam wrażenie, że przeznaczony specjalnie dla mnie. Po chwili musiałam odwrócić wzrok od chłopaka, gdyż zostałam dosłownie wciśnięta w ludzi przede mną. Pogo! Chyba tu zaraz umrę! Powietrza! Czułam wbijające się we mnie łokcie. Musiałam zaprzeć się z całych sił, o, no cóż, plecy kogoś przede mną, gniotąc go przy okazji tak jak ktoś gniótł mnie i z pełną mocą odepchnąć się do tyłu, żeby trochę zmniejszyć to napięcie, żeby na chwilę móc złapać oddech. Było naprawdę ciężko! To była walka! Na szczęście nie miałam w zwyczaju mdleć, co niestety przytrafiło się niejednej dziewczynie.
Jednak w tym tłumie, w tych napierających na siebie, mokrych, spoconych ciałach było coś pięknego. Naprawdę. Czułam się szczęśliwa. Już po chwili wiedziałam jak reagować. Kiedy zaprzeć się nogami, kiedy po prostu dać się ponieść popchnięta przez tłum, kiedy mocno się od kogoś odepchnąć, kiedy skakać wysoko, bo nawet gdybym chciała, nie dałabym rady trzymać się stopami podłożą. Chociaż wciąż brakowało powietrza, było strasznie gorąco, ponieważ w hali nie było żadnej klimatyzacji, było mi dobrze. Tylko mój ulubiony sąsiad gdzieś zniknął. Zaczęłam szukać go wzrokiem, aż natrafiłam na wpatrujące się we mnie oczy. Właśnie te oczy. Do których dochodził uśmiech. Uśmiechnęłam się również, chociaż teraz dzieliła nas większa odległość. Tłum sprawiał, że nikt nie miał „swojego” miejsca. No może ci, którzy zdołali przykleić się do barierek. Wszyscy inni byli niesieni w każdą możliwą stronę. Oddalaliśmy się od siebie i przybliżaliśmy się. Próbując dostrzec coś na scenie, poczułam nagle czyjąś dłoń na swojej. Była to dosłownie krótka chwila. Tak naprawdę zupełnie przypadkowy dotyk. Chwilowe splecenie dłoni, połączenie palców, muśnięcie. Spojrzałam na swoją dłoń, w chwili kiedy ta druga się ode mnie oderwała. Podniosłam wzrok nieco wyżej. Uśmiech. Śmiejące się również oczy. Intensywne spojrzenie, po to, aby po chwili znów został porwany dalej w tłum, wkręcony w pogo. Obserwowałam go chwilę. Był taki..szczęśliwy. W tym momencie obijający się o innych ludzi. Znów spojrzał na mnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wiedziałam, że za chwilę, dłuższą lub krótszą, ponownie znajdzie się obok. Zdawałam sobie sprawę z tego, że on również bardzo dobrze o tym wie. Coś nas do siebie przyciągało. Bawiłam się, skakałam, śpiewałam. Nie byłam w stanie tak zupełnie kontrolować swoich ruchów. Moja spocona noga nagle zupełnie przypadkiem otarła się o JEGO mokrą nogę. I znów zniknął. A może to ja zniknęłam.
Koncert trwał już jakieś 1,5h. Zespół dawał z siebie wszystko. Ludzie znajdujący się na hali dawali z siebie wszystko! Było cudownie. Jednak coraz bliżej końca.
Na dłuższą chwilę straciłam zupełnie z oczu mojego przystojniaka. Po to tylko aby po jakimś czasie kolejnym niekontrolowanym i nieplanowanym ruchem musnąć dłonią jego policzek. Poczuć pod palcami minimalny zarost. Zabawne, że za każdym razem trafiałam właśnie na niego. Albo to on trafiał na mnie. I za każdym razem ktoś odpychał go ode mnie, odciągał głębiej w tłum.
Koncert powoli się kończył. Już tylko bisy. Chciałam te ostatnie minuty przeżyć całą sobą. Chociaż byłam już prawie bez sił. Miałam zupełnie sucho w ustach. Potrzebowałam czegoś do picia. Teraz. Myślałam, że nie dam rady ustać na nogach. Chciałam usiąść. Wpatrywałam się w podłogę, bałam się jednak, że jeśli to zrobię, zostanę zdeptana na własne życzenie. W tym momencie naprawdę chciałam żeby był to już koniec koncertu. Nie chciałam wycofywać się wcześniej. MUSIAŁAM być tu do samego końca. Panowie, kocham Was, ale już nie wytrzymam! Ostatnia piosenka. Naprawdę ostatnia?! We wszystkich jakby wstąpiły nowe pokłady energii. Tłum wspaniale pożegnał zespół. Pokazał jak dobrze potrafi się bawić. Jak dużo znaczył dla nas ten koncert. To że tu przyjechali. Zagrali dla nas. I byli tak cholernie wspaniali! I nagle.. koniec. Zupełny koniec. Włączono światła. Ludzie zaczęli kierować się w stronę wyjścia. Rozejrzałam się wokół siebie. Tego, w poszukiwaniu którego mój wzrok krążył po hali nie było widać. Tłum ludzi, ale jego brak. Posmutniałam. W końcu, powłócząc nogami, powlokłam się za innymi w stronę wyjścia. O nie! Najpierw coś do picia! Koniecznie! Bo inaczej chyba padnę, tu, teraz, zaraz, w tej hali. Kiedy dotarłam do lady za którą młode dziewczyny sprzedawały Colę, jakaś gówniara sprzątnęła mi ostatnią butelkę sprzed nosa. Cholera! Nic, idź dalej, muszą mieć tu coś zimnego do picia! Ruszyłam przed siebie w kierunku kolejnego ‘sklepiku’. Byłam coraz bliżej, więc mogłam wzrokiem omieść znajdującą się tam lodówkę. Tak, jest Cola! I tylko 2 czy 3 osoby w kolejce. Jeśli nie wezmą po 5 butelek każda, wystarczy też dla mnie! Poczułam się uratowana. Uśmiechając się sama do siebie jak jakiś głupek, nagle zatrzymałam się gwałtownie. Coś kazało mi spojrzeć w lewo, a tam, jakieś 3 metry przed sobą zobaczyłam TEN uśmiech, TE oczy i TEGO chłopaka. Opierał się rozluźniony o białą ścianę. Na jego twarzy gościł leniwy uśmieszek. W końcu odepchnął się nieco od ściany i ruszył w moim kierunku.
-Cześć. Dasz się zaprosić na coś do picia? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem i iskierkami w oczach, wyciągając w moją stronę rękę z życiodajną butelką zimnej Coli w dłoni.
Uśmiechnęłam się niewinnie, mówiąc – Mama nie pozwala mi rozmawiać z obcymi.
Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
-Jestem Kit. – przełożył butelkę z Colą do drugiej ręki, w której trzymał już jedną, przeznaczoną dla siebie. – Chodź – złapał mnie za rękę i spoglądając w moje oczy skierował się w kierunku wyjścia. Odwzajemniłam spojrzenie i mocniej ściskając jego dłoń ruszyłam razem z nim przez drzwi, wychodząc w ciepłą, oświetlającą niebo licznymi gwiazdami noc.
Na płycie robiło się coraz ciaśniej. A tym samym było coraz bliżej godziny 19:00. W końcu się zaczęło! Najpierw support, którego występ mógłby trwać i trwać! Byłam fanką nie tylko gwiazdy dzisiejszego wieczoru, ale także poprzedzającego ich zespołu All Time Low. Chłopcy dali czadu! Tłum szalał, skakał, bawił się. Było idealnie! Po mniej więcej 30 minutach zespół zszedł ze sceny, na której zaczęto ogarniać wszystko przed głównym występem. Już po chwili zaczęło się istne szaleństwo! To naprawdę oni! Zaczęli! Grają! O mamusiu! Cześć Green Day! Jeżeli to możliwe, mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Śpiewaj, skacz, tak! Cholera, koleżanko, musiałaś aż tak bardzo urosnąć?! Nic nie widzę. Ty też, niby taki dzieciak, a co najmniej pół głowy wyższy ode mnie! W mojej głowie padło co najmniej kilka przekleństw skierowanych w stronę ludzi stojących przede mną. Trudno, pogodziłam się z tym, że niewiele będę widzieć. Ale.. Jejku, dziewczyno, weź zwiąż te włosy, bo zaraz ci je zupełnie przypadkowo powyrywam!
Było gorąco! Już po chwili wszyscy byliśmy totalnie mokrzy, jakby spadł na nas całkiem pokaźny deszcz. Spoceni. Ubrania kleiły się do ciał. Rozpuszczone włosy dziewczyn kleiły się do rąk. Ręka która dotknęła rękę sąsiada momentalnie ześlizgiwała się niżej. Mokro! Włosy lepiły się do czoła, pot spływał po twarzy, po rękach, po nogach. Tłum ludzi. Jak jedna masa. Krok w tył, krok w przód? Nie kiedy sama tego chcesz. Poruszasz się razem z tłumem. W pewnym momencie zobaczyłam obok siebie chłopaka. No tak, w sumie widziałam wokół siebie wielu chłopaków i równie dużo dziewczyn. Jednak to na NIEGO zwróciłam szczególną uwagę. Mój wzrok sam powracał w jego stronę. Wysoki. Ciemne włosy. Całkiem dobrze zbudowany. Ubrany w białą koszulkę bez rękawów, dzięki czemu mogłam podziwiać jego muskularne ramiona. Ciemne, chyba czarne spodenki mniej więcej do kolan. Na nogach trampki. I ten wzrok. Ten uśmiech. Cudowny uśmiech. Miałam wrażenie, że przeznaczony specjalnie dla mnie. Po chwili musiałam odwrócić wzrok od chłopaka, gdyż zostałam dosłownie wciśnięta w ludzi przede mną. Pogo! Chyba tu zaraz umrę! Powietrza! Czułam wbijające się we mnie łokcie. Musiałam zaprzeć się z całych sił, o, no cóż, plecy kogoś przede mną, gniotąc go przy okazji tak jak ktoś gniótł mnie i z pełną mocą odepchnąć się do tyłu, żeby trochę zmniejszyć to napięcie, żeby na chwilę móc złapać oddech. Było naprawdę ciężko! To była walka! Na szczęście nie miałam w zwyczaju mdleć, co niestety przytrafiło się niejednej dziewczynie.
Jednak w tym tłumie, w tych napierających na siebie, mokrych, spoconych ciałach było coś pięknego. Naprawdę. Czułam się szczęśliwa. Już po chwili wiedziałam jak reagować. Kiedy zaprzeć się nogami, kiedy po prostu dać się ponieść popchnięta przez tłum, kiedy mocno się od kogoś odepchnąć, kiedy skakać wysoko, bo nawet gdybym chciała, nie dałabym rady trzymać się stopami podłożą. Chociaż wciąż brakowało powietrza, było strasznie gorąco, ponieważ w hali nie było żadnej klimatyzacji, było mi dobrze. Tylko mój ulubiony sąsiad gdzieś zniknął. Zaczęłam szukać go wzrokiem, aż natrafiłam na wpatrujące się we mnie oczy. Właśnie te oczy. Do których dochodził uśmiech. Uśmiechnęłam się również, chociaż teraz dzieliła nas większa odległość. Tłum sprawiał, że nikt nie miał „swojego” miejsca. No może ci, którzy zdołali przykleić się do barierek. Wszyscy inni byli niesieni w każdą możliwą stronę. Oddalaliśmy się od siebie i przybliżaliśmy się. Próbując dostrzec coś na scenie, poczułam nagle czyjąś dłoń na swojej. Była to dosłownie krótka chwila. Tak naprawdę zupełnie przypadkowy dotyk. Chwilowe splecenie dłoni, połączenie palców, muśnięcie. Spojrzałam na swoją dłoń, w chwili kiedy ta druga się ode mnie oderwała. Podniosłam wzrok nieco wyżej. Uśmiech. Śmiejące się również oczy. Intensywne spojrzenie, po to, aby po chwili znów został porwany dalej w tłum, wkręcony w pogo. Obserwowałam go chwilę. Był taki..szczęśliwy. W tym momencie obijający się o innych ludzi. Znów spojrzał na mnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wiedziałam, że za chwilę, dłuższą lub krótszą, ponownie znajdzie się obok. Zdawałam sobie sprawę z tego, że on również bardzo dobrze o tym wie. Coś nas do siebie przyciągało. Bawiłam się, skakałam, śpiewałam. Nie byłam w stanie tak zupełnie kontrolować swoich ruchów. Moja spocona noga nagle zupełnie przypadkiem otarła się o JEGO mokrą nogę. I znów zniknął. A może to ja zniknęłam.
Koncert trwał już jakieś 1,5h. Zespół dawał z siebie wszystko. Ludzie znajdujący się na hali dawali z siebie wszystko! Było cudownie. Jednak coraz bliżej końca.
Na dłuższą chwilę straciłam zupełnie z oczu mojego przystojniaka. Po to tylko aby po jakimś czasie kolejnym niekontrolowanym i nieplanowanym ruchem musnąć dłonią jego policzek. Poczuć pod palcami minimalny zarost. Zabawne, że za każdym razem trafiałam właśnie na niego. Albo to on trafiał na mnie. I za każdym razem ktoś odpychał go ode mnie, odciągał głębiej w tłum.
Koncert powoli się kończył. Już tylko bisy. Chciałam te ostatnie minuty przeżyć całą sobą. Chociaż byłam już prawie bez sił. Miałam zupełnie sucho w ustach. Potrzebowałam czegoś do picia. Teraz. Myślałam, że nie dam rady ustać na nogach. Chciałam usiąść. Wpatrywałam się w podłogę, bałam się jednak, że jeśli to zrobię, zostanę zdeptana na własne życzenie. W tym momencie naprawdę chciałam żeby był to już koniec koncertu. Nie chciałam wycofywać się wcześniej. MUSIAŁAM być tu do samego końca. Panowie, kocham Was, ale już nie wytrzymam! Ostatnia piosenka. Naprawdę ostatnia?! We wszystkich jakby wstąpiły nowe pokłady energii. Tłum wspaniale pożegnał zespół. Pokazał jak dobrze potrafi się bawić. Jak dużo znaczył dla nas ten koncert. To że tu przyjechali. Zagrali dla nas. I byli tak cholernie wspaniali! I nagle.. koniec. Zupełny koniec. Włączono światła. Ludzie zaczęli kierować się w stronę wyjścia. Rozejrzałam się wokół siebie. Tego, w poszukiwaniu którego mój wzrok krążył po hali nie było widać. Tłum ludzi, ale jego brak. Posmutniałam. W końcu, powłócząc nogami, powlokłam się za innymi w stronę wyjścia. O nie! Najpierw coś do picia! Koniecznie! Bo inaczej chyba padnę, tu, teraz, zaraz, w tej hali. Kiedy dotarłam do lady za którą młode dziewczyny sprzedawały Colę, jakaś gówniara sprzątnęła mi ostatnią butelkę sprzed nosa. Cholera! Nic, idź dalej, muszą mieć tu coś zimnego do picia! Ruszyłam przed siebie w kierunku kolejnego ‘sklepiku’. Byłam coraz bliżej, więc mogłam wzrokiem omieść znajdującą się tam lodówkę. Tak, jest Cola! I tylko 2 czy 3 osoby w kolejce. Jeśli nie wezmą po 5 butelek każda, wystarczy też dla mnie! Poczułam się uratowana. Uśmiechając się sama do siebie jak jakiś głupek, nagle zatrzymałam się gwałtownie. Coś kazało mi spojrzeć w lewo, a tam, jakieś 3 metry przed sobą zobaczyłam TEN uśmiech, TE oczy i TEGO chłopaka. Opierał się rozluźniony o białą ścianę. Na jego twarzy gościł leniwy uśmieszek. W końcu odepchnął się nieco od ściany i ruszył w moim kierunku.
-Cześć. Dasz się zaprosić na coś do picia? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem i iskierkami w oczach, wyciągając w moją stronę rękę z życiodajną butelką zimnej Coli w dłoni.
Uśmiechnęłam się niewinnie, mówiąc – Mama nie pozwala mi rozmawiać z obcymi.
Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
-Jestem Kit. – przełożył butelkę z Colą do drugiej ręki, w której trzymał już jedną, przeznaczoną dla siebie. – Chodź – złapał mnie za rękę i spoglądając w moje oczy skierował się w kierunku wyjścia. Odwzajemniłam spojrzenie i mocniej ściskając jego dłoń ruszyłam razem z nim przez drzwi, wychodząc w ciepłą, oświetlającą niebo licznymi gwiazdami noc.
Subskrybuj:
Posty (Atom)